33
-No
dooobrze. – niepewnie powiedział Valerian, przeciągając ostatnie słowo.
– A więc twierdzisz, że ciocia Roza, MOJA ciocia Roza sprowadziła cię
do lochów, gdzie zamierzała zabić się siekierą i ukryć zwłoki w jednej z
licznych cel, dobrze zrozumiałem?
-Bo tak właśnie było! – gniewnie prychnęła Julia, wyrzucając ręce do góry. – Ona chcę mnie zabić.
Valerian milczał przez chwile, przyglądając jej się z oszołomieniem.
-Dlaczego?
Dzisiejszy
dzień był zapowiedzią nadchodzącego lata: prawie przez cały czas
świeciło słońce, które teraz schowało się za chmurami, pogrążając
okolice w miłym półmroku. Tą właśnie okazje wybrał Valerian, by
przyprowadzić Julie do jednego ze swoich ulubionych, owianych tajemnicą
miejsc.
Zeszli
po widocznych tylko z bliska, wykutych w skale klifu śliskich i wąskich
schodkach, prowadzących w dół, do małej laguny, bronionej z trzech
stron przez ostre nabrzeżne skały, wysypanej drobnym, białym piaskiem,
nagrzanym przez słońce. Teraz opierali się plecami o jedyny większy głaz
w zatoczce, patrząc w morze. Julia przerzucała butelkę z wodą z jednej
ręki do drugiej.
-To dobre pytanie. – przyznała w końcu. – Nie wiem, ale… Valerian, czuje, że ona mnie nienawidzi. Tak całkiem na poważnie.
Z pełną wątpliwości miną pokręcił głową.
-To niemożliwe Julia. Ciocia Roza nie czyhała by na życie nikogo bez powodu.
-To może jest jakiś powód. – westchnęła dziewczyna. – Naprawdę nie wiem, ale coś chyba musi być.
-Boisz się jej?
Pytanie zawisło w powietrzu. Łowczyni z urazą popatrzyła na przyjaciela.
-Oczywiście, że nie! Nie wygłupiaj się, ja niczego się nie boje, przynajmniej nie jakoś panicznie! Jestem po prostu… zaniepokojona.
Valerian westchnął cicho.
-Widziałaś tą siekierę?
-No… tak jakby nie całkiem.
-Czyli?
-Widziałam jej cień.
-Mogłaś go pomylić z jakimkolwiek innym cieniem, lub najnormalniej w świecie ci się przewidziało.
Popatrzyła na niego ze smutkiem.
-Wierzysz w to, Valerian?
Chłopak zastanawiał się przez chwile, marszcząc brwi.
-Ciocia
Roza jest dla mnie bardzo ważna. Kiedy zostali zabici moi rodzice…
zajęła się mną. Byłem wtedy bardzo mały. Jest dla mnie często jedynym
pocieszeniem, mimo, że nie jest to zbyt towarzyska osoba. Ale ty też
jesteś dla mnie ważna… Nie potrafię ci nie wierzyć. Ale nie umiem też
przyjąć do wiadomości, że ciocia Roza mogłaby być morderczynią.
Przepraszam Julia, ale tak już mam.
Ponuro skinęła głową.
-W porządku, rozumiem cię.
-Wracajmy już. – dziewczyna podniosła się na nogi, otrzepując spodnie z piasku. Następnie rzuciła butelkę przyjacielowi.
Valerian złapał ją w powietrzu i kilka razy w zamyśleniu podrzucił do góry.
-Tak, to dobry pomysł. – powiedział w końcu, otrząsając się z zamyślenia.
*
-Moim
zdaniem, trochę za dużo tego karnawału. – stwierdził Dante, razem z
kuzynką przepychający się zapchanymi ulicami Rio de Janeiro. Tysiące
barw migotało mu przed oczyma, mnóstwo lśniących masek i skąpych
strojów.
-Coś
w tym jest. – odkrzyknęła mu Strażniczka, rozpychając rozmawiającą na
chodniku grupę przyjaciół. Jej oczy spoczęły na małej, niepozornej
restauracji kilka domów dalej. Trąciła łokciem kuzyna i wskazała w tamtą
stronę. – Masz ochotę na pizze?
-Wszystko, byleby wyrwać się z tego hałasu. – mruknął pod nosem, ale ona i tak świetnie go usłyszała i uśmiechnęła się lekko.
Z
Silvą spotkał się na prywatnym lotnisku łowców w Wenecji i natychmiast,
na nic nie czekając, polecieli do Rio de Janeiro. Dante wciąż był zbyt
zdziwiony faktem, iż jego była drużyna uwierzyła w psychicznie chorą
kuzynkę, by uprzytomnić sobie, że w Brazylijskim mieście właściwie stale
trwa karnawał.
Przypomniał sobie zaraz po przylocie i nie zachwyciło go to.
Strażniczka
zaciągnęła go do niewielkiej restauracji i, wykończeni podróżą oraz
zamieszaniem, ale jeszcze w pełni władz umysłowych, usiedli jak najdalej
drzwi, gdzie odgłosy zabawny były tu tłumione solidnymi ścianami
budynku.
-Co podać? – po portugalsku zapytał się zmęczony kelner.
-Pizze. – odpowiedzieli równocześnie, bez większego namysłu.
-Jaką? – wydawał się trochę zniecierpliwiony.
-Dobre
pytanie. – uprzejmie stwierdziła Silva, budząc w Dantem obawę, że
zacznie się teraz rozwodzić nad filozoficznymi aspektami tej wypowiedzi,
tylko po to, żeby go zdenerwować. Jednak chyba nie miała siły na tą
złośliwość, gdyż poprosiła tylko o menu.
Po
chwili wybrali sobie coś do picia i jedzenia, zapłacili i psychicznie
przygotowali się do co najmniej półgodzinnego wyczekiwania na posiłek.
-Jak
ci się tu podoba? – nieco ironicznie zapytała Strażniczka, powoli pijąc
chłodzonego Sprite’a. Łowca zastanawiał się, czy napoje przyniesiono im
tak szybko dlatego, że przez całą rozmowę z kelnerem Silva bawiła się
nożem, czy jest też jakiś inny powód.
-Bywało gorzej. – powiedział bez przekonania. – Jaka organizacja zakłada jedną z baz w tak hałaśliwym mieście?
-Taka,
która chcę się ukryć, czyli Hades. – odparła Strażniczka, wzruszając
ramionami. - Zniszczyłeś tych łowców, o których ostatnio mówiłeś. – nie
było to jednak pytanie tylko stwierdzenie.
Mimo to Dante potwierdzająco skinął głową.
-Tak. Czyżbyś znowu się o mnie zakładała?
-Tak. I ponownie przegrałam. – rzuciła mu pełne urazy spojrzenie.
Łowca parsknął śmiechem.
-Ponownie założyłaś, że mnie zabiją?
-Nie.
Znając moje szczęście, wiedziałam, że tym razem przeżyjesz, żeby
narzucić mi pomoc w związku z Hadesem, więc właśnie na to postawiłam.
-Ale ja żyje. – powiedział, nie kryjąc zdumienia. – Więc wygrałaś.
Pokręciła głową.
-Nie Dante, bo generalnie rzecz biorąc, umarłeś. A potem się… odrodziłeś.
-Więc teraz żyje.
-Ale wcześniej umarłeś.
-Ale… wiesz, że to pozbawione logiki?
-Lepiej, żebyś nie wypominał rosyjskiej mafii braku logiki. – doradziła mu Silva.
Jej kuzyn zakrztusił się sokiem.
-ROSYJSKIEJ MAFII?
-Mam tam kilku znajomych. – uśmiechnęła się do niego, wzruszając ramionami.
-Przerażasz mnie, Silvo.
-Świetnie,
tak właśnie powinno być. – zastanawiała się przez moment, a potem
spojrzała na niego z tym błyskiem w oku, którego podświadomie zawsze się
obawiał i w czym nie był osamotniony. – Wiesz co? Jak już zniszczymy
Hades, przejdę… znaczy, przejdziemy – zaliczyła tę wpadkę celowo, tylko
po to, żeby go zirytować. – do historii. A kiedy normalni śmiertelnicy,
głównie ci z Hollywood, dowiedzą się o łowcach, pewnie nakręcą o nas
film. Mnie zagra jakaś piękna, młoda, urokliwa i bystra aktorka – Silva
udała, że nie widzi, jak kuzyn rzuca jej powątpiewające spojrzenie. -No a
ciebie… hm.
Odchyliła się na krześle, mrużąc oczy.
-Co
za szkoda, że Louis de Funes już nie żyje. – stwierdziła z żalem i
uchyliła się przed jednym z jabłek, dotąd leżącym na stoliku, którym
rzucił w nią kuzyn.
-Teraz to już pewne. – stwierdził gorzko Dante. – Na sto procent cię nienawidzę.
*
Nikolaj
delikatnie dotknął gryfu skrzypiec palcami, łagodnie oparł je o ramie i
niepewnie, jakby wstydliwie dotkną strun smyczkiem.
-Graj wreszcie, za chwile zasnę. – doradziła mu Madeleine. – Zajmujesz się tymi skrzypcami jakby były najbliższą ci osobą.
-Może są. – odparł, żeby się z nią podroczyć.
-Zła odpowiedź, ja nią jestem. – poprawiła go ostro. – Zaczynaj, bo przysięgam, że nie pojadę z tobą na tę wycieczkę.
-To szantaż. – poinformował ją chłopak.
-O tak. Wiem, że to szantaż. – uśmiechnęła się.
Nikolaj
prychnął z rozbawieniem, odgarnął włosy z oczu, odetchnął cicho i
krótkim, gwałtownym ruchem przesunął smyczkiem po strunach,
wydobywając z nich wysoki, pełen napięcia dźwięk, za którym popłynęły
inne, przyśpieszając i zwalniając, zgodnie z jego życzeniem, wahając się
między wariacją instrumentalną, a dziełem muzycznym.
Kiedy w końcu przestał, Madeleine gapiła się na niego bezrozumnie jeszcze przez około pięciu sekund.
-Jesteś świetny. – wykrztusiła w końcu. – Czyje to było?
-Hm…
moje. – przyznał Nikolaj odrobinę zmieszany, najpierw starannie i
ostrożnie odkładając skrzypce i smyczek do futerału, a potem opadając na
sofę obok niej. – Czyli mam rozumieć, że ci się podobało?
-Owszem, tak właśnie masz rozumieć.
Siedzieli
w salonie domu Madeleine. Nikolaj nigdy nie dowiedział się, co miało tu
miejsce, ale z osmalonych śladów i połamanych mebli, które tu zastał,
gdy odwiedzał przyjaciółkę osiem miesięcy temu, mógł wnioskować, że
rozegrała się tu naprawdę niezła bitwa. Teraz wstawiono nowe drzwi,
wymieniono połamany stół i wybielono ściany, ale dalej wydawało mu się,
że czuje woń dymu w powietrzu.
-Sprawdzamy Phoenix? – zaproponował.
-Dobry pomysł. – pochwaliła go Madeleine, otwierając laptop.
Chwile później przyglądali się swoim finansom.
-No dobrze, a więc zaczynaliśmy od trzystu tysięcy złotych pożyczki w Banku Centralnym w Wenecji, teraz zaś…
-W zasadzie jakim cudem ci się to udało? – zapytał cicho.
-Wuj
Dante jest najlepszym klientem i zna faceta, który… zresztą nieważne,
nie musisz tego wiedzieć. W każdym razie mamy to spłacić w czasie
najbliższych trzech miesięcy – nie martw się, nie będzie większych
trudności. Kupiliśmy na razie pięć budynków, z których, poszedł już
jeden, za cenę stu tysięcy. Pozwolisz, że na razie siedemdziesiąt
procent zysku będziemy przekazywać na spłatę pożyczki, dobrze?
-Jasne, to trzydzieści procent i tak mnóstwo mi robi. Dzięki, Madeleine.
-Od
tego są przyjaciele. Ja pomagam ci w tym, a ty może kiedyś pomożesz mi w
czymś innym, porwaniu prezydenta czy coś w tym stylu…
Nikolaj posłał jej podejrzliwe spojrzenie.
-Żartowałam.
– powiedziała Maddy, jego zdaniem, jakoś bez przekonania. – Dobra,
krótko mówiąc, na razie idzie świetnie. Aha, jeszcze jedno! Piętnaście
procent dla chłopaków, tak? To czekaj, ograniczymy spłatę pożyczki do
sześćdziesięciu procent z chwilowo posiadanej sumy, do nich pójdzie
piętnaście, ty dostaniesz dwadzieścia pięć. Nawiasem mówiąc, opłaciło im
się robienie tego dla nas.
-Dlaczego tak myślisz? – zapytał Nikolaj, marszcząc brwi.
-Nie wiesz? - posłała mu lekko rozbawione spojrzenie. – W tym tempie za rok wszyscy będziemy milionerami.
Już drugi raz jest tak, że dodaję komentarz, a tu za niedługo nastepny rozdział. Jak miło, od razu jest co czytać <3 Póki mam czas (siedzę w domu, siedzę w domu, żadnej szkoły, sialala) staram się systematycznie czytać tą genialną historię.
OdpowiedzUsuńKurczę, głupia sytuacja. Nie ufam ciotce Rozie, nie po tych wszystkich numerach. Już samo jej pojawienie się wywołuje u mnie coś w rodzaju dreszczy, jakiś niepokój, co ona tym razem wykombinuje. Valerian był przez nią wychowywany... Nie wyobrażam sobie, jak wyglądało jego dzieciństwo pod okiem ciotki Rozy. Potrafię sobie wyobrazić milsze opiekunki, normalniejsze. Ale on ją lubi, może kocha, była jego wsparciem, no powiedziałabym taka matka chrzestna, a tu zjawia się Julia i mówi, że ciocia ma ukryte instynkty zabójcze. Komu wierzyć? Obie są dla niego ważne, a wybranie... No, nie posądza się własnej rodziny o zabójstwo. Biedna Julia, kurczę, współczuję jej. Jak tu odwiedzać przyjaciela, gdy nie wiadomo, co tak naprawdę Roza ma w głowie. Zamerdana sytuacja. A, i jeszcze jedno - dlaczego ja nie mam zatoczki z morzem za domem? dlaczego? Tak im zazdroszczę - prawie widziałam to śliczne miejsce.
Piąteczka, Silva, ja do pizzy też zawsze, ale to zawsze, zamawiam sprite :D Jedyny słuszny wybór. I kolejna rozbrajająca dyskusja. Kocham tą dwójkę, uśmiech na twarzy. A skoro o filmach mowa (aż zaczęłam sie zastanawiać, jaka aktorka mogłaby zagrać Silvę), to szkoda, że Huntik taki niewykorzystany, że słabo wypromowany, bo to TAKI materiał, tyle opcji, tyle miejsc, fajne postacie, a niewiele osób w ogóle o nim wie >.< Zastanawiam się, czy jest jakieś miejsce, gdzie Silva nie ma kontaktów. Rosyjska mafia? Proszę bardzo! :D
Muszę sobie znaleźć moją Maddy. Też by mi się przydało takie źródło zysków - mogę dostawać nawet siedem procent, nie muszę od razu być milionerem xp Nieźle ich urządziła, graficy też się ubawią, pytanie tylko, co będzie, jak Dante i rodzinki się podowiadują. Naiwnie uznam, że by się ucieszyli, bo przecież każdy rodzic - tudzież wuj - chce, żeby ich dziecko było przedsiębiorcze.
Śliczna scena ze skrzypcami. Chłopcy grający na instrumentach są uroczy. Pod warunkiem, że nie jest to Chrystian Grey w środku nocy, w spodniach od pidżamy, w świetle księżyca - wtedy są żenujący. Nieważne, nieważne, boleśnie zniosłam czytanie tej książki, a znowu odbiegam od tematu. Nikolaj - nauczyłam się, że Nikolaj, a nie Nikołaj! - nie tylko gra, ale też komponuje? <3 Czad!
I co, po raz kolejny rozpływam się pod Waszym humorem, lekkością (no dobra, bez przesady, fragment z ciotką Rozą są autentycznie niepokojące, więc nie zawsze :D). Uwielbiam :D Genialne, no, genialne. Powinnam napisać coś konstruktywnego? Nie bardzo mi idzie, bo wciąż wyobrażam sobie Louisa de Funesa (uchowaj przed odmianą nazwisk zagranicznych!) w roli Dantego >.< Silva - jesteś moim mistrzem! Świetne, świetne opowiadanie. Pozdrawiam i czekam na więcej :)
Hej!
UsuńRoza i Julia - odwieczne przeciwniczki. W sumie nawet lubię pisać, jak rzucają się sobie do gardeł, a wymyślanie, jak ciocia Valeriana tym razem będzie próbowała zabić Jill jest świetną zabawą. Lubię ten ich duet: są do siebie podobne, a nawet nie potrafią tego dostrzec.
Co do Maddy-Nikolaja-Valeriana-Jill to nie planuje niczego takiego. Wolę nie plątać całej tej historii jeszcze bardziej, a same rozmowy Silvy i Dantego pochłaniają całą moją energie, chociaż to moja ulubiona para w tym opowiadaniu. A jeśli chodzi o twoją Maddy, to musiałabyś mieć wielkiego farta, żeby sobie jakąś znaleźć. Szukam od lat, a i tak jeszcze nigdy nie poznałam kogoś, kto byłby do niej chociażby podobny - no, oprócz mnie. Ciemna strona mojego jestestwa nosi nazwisko Vale ;).
Cóż, niestety Dante nie będzie specjalnie zachwycony, że nieznajomi dzwonią do niego grubo po północy i podczas najważniejszych misji. Ci dorośli są po prostu nieznośni, nie docenić takiego pomysłu...
Myślę, że humor to najmocniejsza strona tej opowieści i cieszę się, że go doceniasz. Ja też przepadam za Silvą - niby to znam się z nią od ponad roku, ale dalej nie potrafię jej do końca ogarnąć. Pozdrawiam
Maddy
Czemu mam przeczucie, że to "będzie próbowała zabić Jill" odnosi się do tego, jak ty będziesz chciała zabić mnie, Maddy?...
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń