sobota, 29 listopada 2014


36

Strychnina.” – uznała Julia zaraz po pierwszym, małym łyku zupy. Z wymuszoną radością uśmiechnęła się do czujnie obserwującej ją Rozy, a kiedy ta obróciła się na chwile, wypluła truciznę do barszczu.
Co za szkoda. Normalnie byłaby to świetna zupa.
Łowczyni zastanawiała się przez chwile, jak pozbyć się zawartości talerza. W czasie ostatnich miesięcy już kilka razy natykała się na truciznę w jedzeniu serwowanym u Phantomhim’ów i zawsze pozbywała się dania w inny sposób. Podmieniała talerze, wrzucała jedzenie do morza, podlewała nią stojące w salonie paprocie, przez całkowity przypadek tłukła talerze oraz - jeśli miała dosyć czasu – wylewała zupę do zlewu, i przez cały czas dziękowała w duchu cioci Silvie za lata męczących ćwiczeń w rozpoznawaniu trucizn.
-Dlaczego nie jesz? – Valerian zastygł z łyżką w pół drogi do ust i przyjrzał jej się z ciekawością.
-No… wiesz…
-Jak ci nie smakuje, to przecież nie musisz. – łagodnie wytłumaczył jej chłopak.
-Przecież wiem. – Julia markotnie przelewała zupę z łyżki do talerza. – Nie, żeby mi nie smakowało, po prostu… - rozpaczliwie starała się znaleźć jakieś sensowne wytłumaczenie, świadoma, że przypatruje jej się ciekawie dwójka Phantomhim’ów. Nagle ją olśniło. – Jestem uczulona.
-Na co? – podejrzliwie zapytała Roza.
Na arszenik, cyjanek, strychninę, przeróżne wyciągi z trujących grzybów oraz materiał pirotechniczny, dodawany mi do jedzenia.” – pomyślała jadowicie.
-Na nabiał. – odparła głośno.
-Jesz u nas od PÓŁ ROKU i dopiero teraz nam to mówisz? – Valerian patrzył na nią z niedowierzaniem.
-Skaza rodzinna, występuje u McEver’ów w wieku czternastu, piętnastu lat. Mi zdiagnozowano to dopiero w z ostatnią środę, dwa dni temu. – skłamała. – Za kilka miesięcy powinno minąć. Czy mogę prosić o szklankę wody?
-A nie wolisz kompotu? – zapytała kobieta.
-Nie, dziękuje, wole wodę. – Julia uśmiechnęła się, mając nadzieje, że nie wypadło to zbyt złośliwie.
Kobieta westchnęła ciężko, wzięła od niej talerz i poszła do kuchni. Valerian przez chwile nasłuchiwał jej oddalających się kroków. Wreszcie z ukosa spojrzał na przyjaciółkę.
-Dziedziczne uczulenie na nabiał, co? – zapytał zgryźliwie.
-Sam nie wymyśliłbyś niczego lepszego. – dziewczyna lekceważąco machnęła ręką.
-Aż tak ci u nas nie smakuje?
-W gruncie rzeczy, smakuje. Chyba, że, tak jak dzisiaj, w daniu dnia znajduje się jakieś pięć gramów strychniny. – strychnina rzeczywiście tam była, ale jej ilość Julia wzięła z głowy. Nie miała pojęcia, ile tego tam było.
Valerian wyglądał, jakby się czymś zadławił.
-Że CO???
-Nie przejmuj się, w twoim talerzu nie ma.
-Skąd wiesz? – chłopak podejrzliwie spojrzał na zupę.
-Na przykład dlatego, że jeszcze żyjesz. A poza tym arszeniku też nie dostałeś. Ani cyjanku, poprzednim razem.
-Ciocia Roza często dodaje ci coś takiego do jedzenia?
-Czasami. Żeby było zabawniej. – wycedziła Julia, patrząc przez okno.
W tym momencie Roza weszła do kuchni i postawiła przed nią szklankę z wodą. Przez chwile łowczyni czujnie przyglądała się zawartości naczynia, a potem pociągnęła pojedynczy łyk.
-Zadowolona? – ponuro zapytała kobieta.
-Jasne.
Julia miała ochotę dodać, że woda mogłaby być gazowana, ale coś jej mówiło, że wtedy mocno by przeholowała.
Z doświadczenia wiedziała, że w dręczeniu ludzi łatwo popaść w przesadę.

*

-Cóż, mimo wszystko nadal upieram się, że schodzenie do kanałów było złym pomysłem – stwierdził Dante wcale nie jakimś bardzo pesymistycznym tonem.
-Zamknij się. – uprzejmie doradziła mu Silva.
Szli starym, podziemnym kanałem, ciągnącym się pod miastem. Wąski, suchy pas przy ścianie, którym podążali, był chyba jedynym w miarę normalnym miejscem w klaustrofobicznie małym korytarzu. Ściany były śliskie i pokryte grubą warstwą pleśni i mchu.
Strażniczka omiotła snopem światła z latarni najbliższe otoczenie: przy ścianie przemknął szczur, niewielkie, szare stworzenie, która na widok oślepiającej jasności stanęło na tylnych łapkach i syknęło wściekle.
Dante uśmiechnął się lekko na jego widok.
-Cóż, przynajmniej nie jesteśmy tu sami.
-Pogadaj z nim, na pewno się zakolegujecie.
Silva była zła. Na sto procent gdzieś tutaj powinien się znajdować jeden z korytarzy podziemnej placówki Hadesu, ale nigdzie tutaj go nie było.
Strażniczka nie mogła uwierzyć, że ktoś tak łatwo ją wykiwał.
-Nie powinnaś się tak wściekać, Silvo. – uspokajająco stwierdził Dante.
-Nawet mnie nie dener… hej, ty też to słyszysz?
Przez szum wody oraz bulgotanie w rurach usłyszeli jakąś niewyraźną rozmowę, dochodzącą z niedaleka. Ktoś coś mówił, ktoś się śmiał. Rozległy się przytłumione kroki, coraz głośniejsze, a potem znów cichnące.
Po chwili zapanowała cisza.
Spojrzenia Dantego i Silvy skrzyżowały się.
-Za tą ścianą? – zapytała kobieta.
Łowca skinął głową.
Silva ostrożnie przesunęła wolną ręką po szorstkiej powierzchni – na tym akurat odcinku spośród mchu wyzierał kamień, z którego przed laty zbudowano kanały. Nagle pod palcami Strażniczki kawałek kamienia, o trójkątnym kształcie, z ostrym czubkiem skierowanym centralnie w dół, zapadł się w głąb ściany. Mechanizm nie wydał żadnego dźwięku: po prostu ściana rozsunęła się, tworząc dwa skrzydła i ujawniając ich oczom długi, sterylnie czysty, biały korytarz. U powały sufitu płonęły jarzeniówki.
Silva zgasiła latarkę. Na jej twarzy pojawił się uśmiech, a potem odwróciła się w stronę kuzyna.
-Panie przodem. – rzuciła z rozbawieniem.
Łowca posłał jej urażone spojrzenie, więc pierwsza weszła do korytarza, a on dopiero za nią, chowając latarkę do plecaka. Przejście zamknęło się za nimi, na powrót stając się ścianą – spojenia i zawiasy mechanizmu ukryte były gdzieś w środku niej.
Po drugiej stronie rozciągała się idealnie płaska powierzchnia, bez najmniejszego śladu jakiegokolwiek ukrytego przejścia.
-Nie podoba mi się to. – stwierdził Dante.
-Mało co ci się podoba. – Silva beztrosko wzruszyła ramionami. – Strażniczka, łowca, placówka tajemniczej organizacji: wiesz, co to oznacza?
-Zniszczenie co najmniej połowy miasta.
Oczy jego kuzynki zabłysły radośnie.
-Dokładnie. Będzie zabawa, no nie?

*

Madeleine Vale wisiała na barierce, zaczepionej pod sufitem, do góry nogami i czytała, nie zważając, że jej rozpuszczone włosy unoszą się tuż nad ziemią.
Nikolaj, który właśnie wchodził do pokoju, nucąc pod nosem, zastygł nagle w bezruchu i przez dobrą chwile gapił się na nią z niedowierzaniem, graniczącym z dziwnym, nabożnym wręcz lękiem. Wreszcie dziewczyna rzuciła mu krzywe, podejrzliwe spojrzenie.
-Coś się stało?
-Niemożliwe. Nieprawdopodobne. Niesamowite. To cud!
-Chodzi ci o to, że nie wiedziałeś, że tak potrafię? Umiem tak zwisać cały dzień.
-Chodzi mi o to, że ty CZYTASZ. – oszołomiony Nikolaj opadł na kanapę. – Przyznaj się, doznałaś objawienia.
Madeleine roześmiała się krótko.
-Muszę cię zawieźć, ale nie czytam niestety niczego z wspaniałego dorobku literatury, starannie zbieranej przez ludzkość na przestrzeni wieków. To kryminał.
-Mimo wszystko, to już jakiś postęp. – pocieszył ją przyjaciel. – Przeszłaś od gazety z programem telewizyjnym do książki, w której nie ma obrazków.
Maddy znowu parsknęła śmiechem, rzuciła książkę na kanapę, a potem chwyciła się rękami drążka, odpychając się nogami i zrobiła coś, co w zamierzeniu miało być saltem, ale wyszło trochę krzywo.
-Ciągle jeszcze to ćwiczę. – wyjaśniła mu usprawiedliwiająco.
-I tak idzie ci nieźle. – Nikolaj uśmiechnął się lekko. – Zadzwoniłaś do mnie, więc musiało się stać coś ważnego. A więc?
-Wiesz, jaki dzisiaj dzień?
-No… jest niedziela.
-Toteż właśnie, niedziela wieczór. Co zwykle robisz w niedzielni wieczór?
-Uczę się. – bez zastanowienia odparł chłopak, chociaż przyszło mu do głowy, że to chyba nie jest dobra odpowiedź.
Madeleine westchnęła ciężko.
-Ja podobnie, co sprawia, że jesteśmy dwiema chyba najnudniejszymi osobami w szkolę. Postanowiłam to zmienić?
-Czyli? – ostrożnie zapytał Nikolaj.
-Czyli wypożyczyłam film akcji. Wpakuj popcorn do mikrofalówki, dzisiaj czeka nas co najmniej tuzin strzelanin i napad na bank.

1 komentarz:

  1. Poważnie? Musieli chodzić po kanałach? Obleśnych, śmierdzących, spleśniałych kanałach? Zrobiłam sobie jabłko z cynamonem, zasiadam do przejrzeniu blogów, cieszę się z nowego rozdziału, a tu kanały i pleśń. Jabłko przestało być tak apetyczne xp I do tego szczury! Jeszcze szczurów brakowało. W towarzystwie szczurów cieżko cieszyć się fantastycznym cynamonem... Oki, a samo chodzenie po kanałach. Silva życzliwa jak zawsze każe mu się zamknąć, przepuszcza w drzwiach jak paniusie... Są uroczy jak zwykle <3 Wysadzenie połowy miasta - nie ma problemu, będzie zabawa! Za takie podejście uwielbiam Silvę! Na miejscu V. nie wiem, czy bym uwierzyła. A z tą zupą... Ile można przewracać talerze, wymigiwać się... Julia wciąż musi mieć głowę pełną pomysłów :D Ciotka Roza mnie przeraża. Przez nią będę się bała jeść cokolwiek u którejś z moich licznych ciotek. Cholera wie, co im po głowie łazi. Tylko czemu ona tak bardzo próbuje się pozbyć Julii? Sprawdza ja? Chce żeby było zabawniej? V. musi mieć niezły mętlik w głowie. Maddy zaprasza Nikolaja na film <3 Urocze! Ale... kto, do diaska uczy się w niedzielę wieczorem? Nie wierzę w takie cuda :D
    Rozdział fantastyczny, był ciety języczek Silvy, była Maddy i Nikolaj, a do tego ciotka Roza próbująca - dzięki Bogu wciąż tylko p r ó b u j ą c a! - pozbyć się Julii... Super! Uwielbiam :D

    OdpowiedzUsuń