Zdjęcie na specjalne życzenie autorki - Silva McEver w całej swojej okazałości ;)
30
Dantego
obudził nie kto inny jak Silva, co niespecjalnie go zdziwiło, ale
okazało się niezwykle irytujące, biorąc pod uwagę niski sufit w pokoju
gościnnym, w który rąbnął, kiedy drzwi uderzyły o ścianę.
-Au! – wykrzyknął, ponownie opadając na poduszki.
-No co ty, jeszcze śpisz? – z niedowierzaniem zapytała Strażniczka, opierając się o biurko, stojące pod ścianą.
Rzucił okiem na komórkę, leżącą na szafce nocnej.
4:34.
-Nie ma jeszcze piątej nad ranem! – poskarżył się łowca.
-Nie bądź dzieckiem. – zganiła go ostro, szeroko otwierając okno i zaciągając się miejskim powietrzem.
-Nie jestem. Jestem niewyspanym, wściekłym dorosłym. – odparł Dante złowróżbnym głosem.
Silva wzruszyła ramionami i z gracją obróciła się na pięcie.
-Może
kiedyś nadejdzie taki dzień, kiedy będzie mi to robiło różnice.
Wstawaj, musimy pogadać – posłała mu radosny uśmiech, a potem wyszła.
Łowca warknął cicho i wygrzebał się spod pościeli.
Strażniczka zachowywała się jak… jak… Jak zawsze. Zastanawiał się, czy
nie zamknąć się na klucz i położyć się spać, ale wyobraził sobie minę
Madeleine, kiedy zobaczy wyrwane z futryny drzwi i zrezygnował z tego
kuszącego pomysłu.
Z głębokim westchnieniem podniósł się na nogi.
*
Silva
dopijała właśnie sok, kiedy jej kuzyn wszedł do salonu, cały
rozczochrany i w zdecydowanie złym humorze. Odstawiła szklankę do zlewu i
westchnęła ciężko, kiedy łowca usiadł za stołem.
-No dobrze Silvo, co się stało? – zapytał Dante, mierząc ją czujnym spojrzeniem.
-Musimy pogadać. Naprawdę poważnie. Ale najpierw…
Wyjęła z kieszeni niewielki pendrive i położyła go przed nim na stole.
-To są wszystkie informacje o tej twojej organizacji, jakie miał mediolański Hades.
-Ale skąd ty… - zaczął.
Lekceważąco machnęła ręką.
-Człowiek,
który pomógł mi zbiec, Victor, dopomógł również w tym. Informacji o
mnie tam nie było… będę musiała dopaść jakąś ich inną placówkę.
-TY będziesz musiała? A nie MY będziemy musieli? – Dante ze zdziwieniem uniósł brwi.
Silva uśmiechnęła się trochę smutno.
-Spełniłeś
już, o co cię prosiłam i dostałeś to, co chciałeś. A ja, kuzynie, nie
zamierzam cię dalej narażać. Twoja drużyna potrzebuje cię bardziej, a
to, co będę musiała teraz robić, całe to sondowanie, zajmie o dużo
dłużej niż dwa tygodnie… Dokończę to sama.
Dante milczał przez chwile.
-Nie zgadzam się. – stwierdził w końcu, wprawiając tym Silve w niemałe zdumienie.
-Jak to nie? – zapytała z niedowierzaniem.
-Miałem ci pomóc, a etap pomocy jeszcze się nie skończył. Po prostu się nie zgadzam.
Strażniczka trawiła przez chwile tą informacje.
-Z
tego, co mi powiedziałeś, ty i twoja drużyna walczycie teraz z czymś,
co jest w tym momencie groźniejsze od Hadesu, ale to i tak chcesz mi
pomóc, zostawiając ich na pastwę losu? – prychnęła.
Łowca
zawahał się, a ona pomyślała z nadzieją, że może nie będzie musiała
wyperswadować mu tego jakoś inaczej. Byłby z tym pewien problem, bo
akurat nie miała teraz dużego worka, liny oraz możliwości wysłania go
pocztą do Wenecji.
-No
dobra, ale… - to „ale” wszystko zepsuło. Dlaczego Dante Vale ZAWSZE
musiał mieć jakieś „ale” na samym końcu??? – Ale kiedy wybadasz już,
gdzie jest ta placówka Hadesu, masz mnie zawiadomić, rozumiesz?
-Oczywiście, że tak. – powiedziała Silva.
„No, chyba żartujesz.” – pomyślała w tym samym momencie.
-Masz PRZYSIĘGNĄĆ. – dodał jej kuzyn.
-Bez problemu.
„Ani myślę.”
-A więc przysięgaj. – zachęcił ją kuzyn.
-Obiecuje, że kiedy dowiem się, w którym miejscu położona jest placówka Hadesu, poinformuje cię.
„W jakiś miesiąc po fakcie.”
-Zaraz po tym, jak się dowiesz. – poinstruował ją.
-No jasne.
„Zostawię wiadomość na jego automatycznej sekretarce, przy odrobinie szczęścia odsłucha to dopiero za rok.”
-Zadzwonisz na komórkę. – powiedział jeszcze łowca.
-Oczywiście. – przytaknęła mu.
„Ta… ciekawe, czy on potrafi zrozumieć narzecze Aborygenów.”
-I masz mówić po Włosku. – wyliczał.
„Mam jeszcze szansę, jeśli będę mówiła niewyraźnie…”
-I masz mówić wyraźnie. – dodał na końcu Dante.
„Niech cię coś trafi.” – wbiła w niego zabójcze spojrzenie.
-Zrozumiałaś? – zapytał.
-Tak, jasne. – odparła markotnie.
Łowca uśmiechnął się i skinął jej głową.
-Świetnie. Zrozum, Silvo, po prostu się o ciebie boje.
-Nawet za sto lat nie przepiszę na ciebie wszystkich pieniędzy. – chłodno zauważyła Strażniczka.
Uśmiech nie schodził mu z twarzy. Zastanawiała się, czy gdyby go walnęła…
-Jesteśmy rodziną, jakoś się dogadujemy. Nie chcę cię stracić. – wytłumaczył, wstając od stołu i biorąc pendrive.
-Uważaj, bo jeszcze chwila i stracisz rękę. – ostrzegła go przez zęby.
-Jestem
do tego przyzwyczajony. – uspokoił ją uprzejmie, idąc do swojego
pokoju. – A teraz wybacz, ale najbliższe dwie godziny zamierzam
przespać.
-Spoko. – mruknęła pod nosem.
A potem, kiedy sobie poszedł, uśmiechnęła się mimowolnie z pewnym zadowoleniem. I kompletnie nie wiedziała, dlaczego.
*
-Kiedy wrócisz do Marsylii, ciociu? – zapytała Julia.
Stali
w hali odlotów we trójkę: ona, Strażniczka i Valerian, z długą rysą
biegnącą nad łukiem brwiowym, pozostałością po wczorajszej zażartej
bitwie z Madeleine.
-Pewnie niedługo. – skłamała Silva.
Mówiąc szczerze, nie miała pojęcia, kiedy uda jej się wrócić tak, by Hades tego nie spostrzegł. Najmniejszego pojęcia.
-Na pewno do ciebie zadzwonię. – dodała po chwili, targana wyrzutami sumienia. Wyrzuty sumienia? Zabawne.
-Jasne. – łowczyni uśmiechnęła się do swoich myśli.
-Za pięć minut odlatuje nasz samolot. – poinformował ją Valerian.
-To za szybko… - Julia westchnęła cicho. – Ciociu, ale my naprawdę nie możemy…
-Nie, nie możecie. – ucięła Strażniczka. – Nie zamierzam się o ciebie… o was bać, zrozumiano?
-Ciekawi mnie twoja mina gdy okaże się, że samolot którym będziemy lecieć zderzył się z jakąś górą i, że zginęliśmy.
-To jest najbezpieczniejszy środek transportu, prawie niezniszczalny. – prychnęła Silva.
-Zabawne. Czy tylko mi przypomina to Titanic? – ironicznie zapytała Julia.
-Bogu dzięki, nie ma dla was szans uderzenia o górę lodową. – chłodno odparła Strażniczka.
-Trzy minuty. – zauważył Valerian. – Na pewno nie powinniśmy już…
-Owszem, powinniśmy. – markotnie odparła łowczyni. – No dobra… pa ciociu.
-Do widzenia, Julio. Trzymaj się, Valerian.
Dziewczyna
zarzuciła sobie plecak na ramię, skinęła ciotce głową i ruszyła w
stronę odprawy samolotowej. Silva miała ochotę coś jeszcze jej krzyknąć,
jeszcze raz zobaczyć twarz bratanicy…
-Pamiętasz, co masz powiedzieć o mnie mojemu bratu, jak będziesz w domu? – zawołała w końcu.
Łowczyni odwróciła się tuż przed bramkę i uśmiechnęła się.
-Że zeszłaś na złą stronę mocy, przyłączyłaś się do mafii i szkolisz się w zawodzie sabotażysty! – odkrzyknęła.
Strażniczka z uśmiechem skinęła głową.
-I powtórz to co do słowa! Powodzenia, Jill!
Nie
powstrzymała parsknięcia śmiechem, wyobrażając sobie, że po tej
informacji Oliver będzie przeszukiwał swój dom od góry do dołu przez
następny tydzień, szukając podłożonego przez nią ładunku wybuchowego. Z
rozbawieniem patrzyła przez szybę, jak jej bratanica i Valerian wsiadają
do samolotu, a potem odwróciła się od okna.
Miała wiele rzeczy do zrobienia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz