sobota, 8 listopada 2014

Przypis dla Liliana2301.
"Nie zrozumiesz niczego, dopóki nie znajdziesz motywu. Nie znajdziesz motywu, dopóki nie znajdziesz chęci."

29

-Julia?
 Dziewczyna uniosła głowę, dotąd opartą o pręty balkonu. Siedziała ze zwieszonymi w dół nogami, gapiąc się na ulice w dole, oświetlaną tylko słabym światłem ulicznych lamp.
 -Tak, ciociu Silvo?
 Strażniczka obudziła się dopiero godzinę temu, po blisko dwunastu godzinach snu. Wyglądała znacznie lepiej: jej oczy rozjaśniły się, była na tyle wypoczęta, żeby wdać się w spór z wujem Dantym, który po tym, jak musiał przekonywać jakiegoś faceta o nazwisku Rafts – dalej nie chciał zdradzić Julii i Valerianowi, o co chodziło w misji, a Madeleine zarzekała się, że nie ma pojęcia – że nie wie „absolutnie nic” o zniknięciu „tej McEver” i udawać zdziwienie jej ucieczką, nie miał najlepszego humoru.
 Silva usiadła obok bratanicy, również zwieszając nogi w dół.
 -Jak tam twoje samopoczucie? – zapytała z czystej uprzejmości, po której Julia poznała, że Strażniczka chyba nie czuje się jeszcze całkiem dobrze.
 -W porządku. Ale chciałabym wiedzieć, o co chodzi z…
 -Julia, nie proś mnie. – ucięła tamta. – Nie mogę ci powiedzieć, przykro mi. Po prostu nie. To zbyt niebezpieczne… dla ciebie.
 -A dla ciebie nie, ciociu?
 Silva wzruszyła ramionami.
 -Po pierwsze, jestem pełnoletnia, po drugie, jestem profesjonalistką, po trzecie to nie ja urwałam się ze szkoły. – posłała bratanicy rozbawione spojrzenie.
 -Powinnaś mnie kiedyś zabrać na jakąś misje.
 -Kiedyś zabiorę.
 -To czemu nie teraz?
 -To naprawdę zbyt niebezpieczne.
 -Sądzisz, że nie dam rady?
 Strażniczka milczała przez chwile.
 -Ja wiem, że dasz sobie radę. Ale o wiele łatwiej pracuje mi się z Dantym niż z tobą.
 -Bo mi nie ufasz. – oskarżycielsko stwierdziła Julia, zaciskając palce na prętach balkonu.
 -Bo się o ciebie boje. – odparła Silva. – Poza tym jest rok szkolny. Już i tak dosyć się narażałaś, walcząc dzisiaj i… - urwała na moment. – I wtedy.
 -Wiesz o walce na balu? – z niedowierzaniem zapytała dziewczyna.
 -Nie wiedziałam, że to było na balu, ale rzeczywiście wiem o walce. O walce, którą wygrałaś. Nie dosyć ci spotkań z tymi łowcami?
 Julia pokręciła głową.
 -Uparta jesteś. – z rezygnacją zauważyła Silva, opierając się plecami o ścianę z tyłu.
 -W końcu jestem z McEver’ów. – łowczyni wzruszyła ramionami. – Ciociu… ale naprawdę nie jesteś zła? Naraziłam tą wyprawą siebie, Valeriana i najprawdopodobniej twoją misje.
 -Jestem z ciebie dumna. – szczerze odparła Strażniczka, podnosząc się. – A teraz musisz mi wybaczyć, ale z tego co słyszę, Dante ma o wiele zbyt dobry humor niż powinien mieć, przebywając nie więcej jak dziesięć metrów ode mnie.
 Julia parsknęła śmiechem.
 -No wiesz, ciociu?!
 -Jutro, zaraz z rana, odlatujecie pierwszym samolotem do Marsylii jaki się napatoczy. – na koniec poinstruowała ją Silva. - Osobiście o to zadbam, rozumiesz?
 -Jasne. – dziewczyna westchnęła ciężko.
 -Radzę ci się wyspać. – dodała Strażniczka. – Będzie o to naprawdę trudno, kiedy… zresztą nieważne.
 Machnęła ręką i weszła do salonu. Julia jeszcze jakiś czas siedziała na balkonie, rozważając jej słowa. „Ja wiem, że dasz sobie radę.”. „Boje się o ciebie.”. „Jestem z ciebie dumna.”. W gruncie rzeczy były to trzy najmilsze rzeczy, jakie w życiu powiedziała jej Silva, i wszystko to w ciągu pięciu minut. Dziewczyna przez chwile zastanawiała się, czy nie zwalić to na konto niewyspania cioci, a potem potrząsnęła głową i podniosła się.
 Lepiej jest myśleć, że Silva McEver powiedziała to całkiem świadomie.
 Że naprawdę jest z niej dumna.


*

  
Kiedy Silva weszła do salonu, Madeleine właśnie skończyła drażnić się z Valerianem i dzwoniła do Nikolaja, by usprawiedliwić fakt, że nie przyszła do szkoły.
 Strażniczka usiadła obok kuzyna. Pod normalną dla mieszkających w Wenecji, lekką opalenizną, był dziwnie blady. Przed oczyma miał książkę, ale dobrze wiedziała, że nie przesuwał oczyma po linijkach. Jego myśli błąkały się całkiem gdzieś indziej, poza ścianami tego mieszkania.
 -Czym się martwisz, Dante? – zapytała cicho.
 Spojrzał na nią z zaskoczeniem.
 -Silva, co ty tu… no tak, głupio, że pytam. Chodzi o to, że nie mam pojęcia, co zrobimy dalej. Jak włamać się do Hadesu? Nie mam żadnego pomysłu.
 Strażniczka westchnęła cicho.
 -Musimy o tym dzisiaj rozmawiać? Przypomnę ci, że wyszłam dzisiaj na wolność i nie dostałam tortu, więc jestem bardzo, bardzo zła.
 Łowca parsknął śmiechem.
-No dobra, co chcesz robić?
 -Miło, że pytasz. – Silva uśmiechnęła się lekko. – Może po prostu pogadamy? Lubie te nasze rozmowy, zawsze pozytywnie mnie nastawiają.
 -Myślisz, że to ma coś wspólnego z tym, że zawsze mnie w nich wyśmiewasz? – ironicznie zapytał Dante.
 Spojrzała na niego z udawaną urazą.
 -Nie, no skądże. Skąd taki pomysł?
 -Tak po prostu przyszło mi to do głowy. – wzruszył ramionami. – Silvo, nie mam nic przeciwko rozmowie, ale nie sądzisz, że przydałby się jakiś temat?
 -Mogę po kolei wymieniać twoje wady, a ty będziesz potwierdzać.
 -Albo zaprzeczać. – zauważył.
 Popatrzyła na niego z niedowierzaniem.
 -Zaprzeczać? Od kiedy zaprzecza się prawdzie?
 -To zaczyna mi się nie podobać. – mruknął Dante pod nosem.
Strażniczka usiadła wygodniej. 
-A więc, po pierwsze, jesteś egoistą.
 -Wcale nie! – prychnął.
 -Zapatrzonym w siebie hipokrytą…
 -Bzura. – skomentował krótko.
 -Fanatykiem.
 -Skądże.
 -Lunatykiem.
 -To kłamstwo!
 -Egocentrykiem.
 -Skąd coś takiego przyszło ci do głowy?
 -Kretynem.
 -No wiesz, Silvo!?
 -Często wpadasz w złość i się wypierasz.
 -Oczywiście, że n… - Dante umilkł gwałtownie, o krok od uduszenia jej, zrozumiawszy, że to, co właśnie powiedziała, chwilowo pasowało do niego jak ulał.
 -A nie mówiłam? – Strażniczce triumfalnie błysnęły oczy. – Dzięki tym wszystkim cechom masz duże możliwości zostania psychopatą. Serdecznie gratuluje.
 -Silvo, jak możesz?
 Uśmiechnęła się, przekrzywiając głowę.
-Widzisz? Od razu mam znacznie lepszy humor.
 -Ja cię chyba zabije. – wycharczał.
 -To pierwsze stadium. – poinformowała go radosnym tonem. – Czy póki jeszcze jesteś w pełni władz umysłowych, mógłbyś przepisać na mnie cały majątek?
 -NIE!
 -Bardzo nieuprzejmie z twojej strony. – odparła krótko, a potem rzuciła okiem na zegarek. – No dobra, już późno. Idę spać?
 -Dobranoc, Silvo. – warknął za nią Dante.
 -Dobranoc, kuzynie. – odparła lekkim tonem.

Najwyraźniej rzeczywiście poprawił jej się humor.
 Łowca westchnął ciężko, a potem popatrzył na Madeleine, która właśnie się rozłączyła i na nowo przystąpiła do doprowadzania Valeriana do granic wytrzymałości. Dante przyglądał się przez chwile, ale w momencie, kiedy nazwała chłopaka "Valem", a on rzucił się za nią w pościg z rządzą krwi w oczach, postanowił, że bezpieczniej będzie pójść już spać.
 Dobrze zrobił, bo kiedy skręcił w boczny korytarz, usłyszał brzdęk szkła i wściekły okrzyk Julii.
 Prawie zderzył się z Silvą, która wystawiła głowę ze swojego pokoju.
 Spojrzenia kuzynów skrzyżowały się.
 -Interweniujemy? – zapytał łowca, wsłuchując się w odgłosy wściekłej walki w salonie.
 -To godne zastanowienia. – przyznała.
 Patrzyli się na siebie przez chwile.
 -Nie. – stwierdzili jednocześnie i kategorycznie, a potem każde poszło w swoją stronę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz