50
-Gdzie ona się podziała? – z irytacją zapytała Madeleine.
To było po prostu niesamowite – Jill znikła w tłumie jakby za sprawę magii. Wcześniej Maddy chciało się śmiać, kiedy widziała, jak kuzynka rozdziela się z zabójcą i biegną w dwie różne strony.
Teraz daleko jej było od śmiechu.
-Tam! – gwałtownie uniosła głowę, słysząc krzyk Cyryla.
Na ułamek sekundy mignęły im za zakrętem jasne włosy Julii, nie związane żadną gumką czy wstążką.
-Wbiegła w zaułek – Madeleine nie posiadała się ze zdumienia. – Co ona wyrabia?
Chciała dodać coś nieuprzejmego pod adresem kuzynki, ale w ostatniej chwili przyszło jej do głowy, że bratu mogło się to nie spodobać. Potrząsnęła głową.
-Jakiekolwiek robi bzdury, za nią. – stwierdziła sucho.
Wbiegli w zaułek. Ale Julii w nim nie było. Madeleine powoli obróciła się na pięcie, badawczym wzrokiem mierząc ściany, całe w kolorowe grafity. Zesztywniała nagle.
-Cyryl… - wyszeptała. – Słuchaj, ja wiem, co to jest.
-Co? – jej brat przekrzywił głowę.
-To jest przecież… „Wykołuj Vale’a”. – wykrztusiła, spazmatycznie zaciskając palce na rękawie swojej bluzki. – Cyryl, w nogi!
Zaledwie odwróciła się w stronę ulicy, z płaskiego dachu budynku zeskoczyła szczupła postać Arashiego. Chłopak uśmiechnął się do nich przepraszająco, lekko wzruszając ramionami.
-Świetnie, Jill po prostu MUSIAŁA wprowadzić do „Wykołuj Vale’a” zabójcę! – Maddy prychnęła cicho.
-Owszem, musiałam. – Julia stała teraz tuż za jej plecami. – Żeby było zabawniej. A poza tym gra potrzebuje urozmaicenia.
-Moim zdaniem nie. – prychnęła dziewczyna.
-Moim zdaniem Julia ma racje. – Cyryl uśmiechnął się rozanielony.
-Co proszę? – jednocześnie odwróciły głowy w jego kierunku. Obie nie kryły zdziwienia.
Arashi przyglądał im się z rozbawieniem.
-Nic nie mówiłem. – Cyryl zarumienił się lekko, spuszczając oczy.
-Dooobrze. – Julia nieskończenie powoli skinęła głową, patrząc na niego dziwnie.
-Wracając do tematu. – Madeleine westchnęła ciężko. – No to… co teraz?
-Głupie pytanie Przypomnij sobie zasady gry, Maddy. – jej kuzynka przeczesała ręką włosy. – Zasada numer trzy… - popatrzyła na nią znacząco.
-Aha! No tak, zasada numer trzy: Wiej jak najszybciej możesz! – Maddy wystrzeliła do przodu, potrącając Julie.
Stojący na straży Arashi nie zareagował tylko dlatego, że w danym momencie w skupieniu wpatrywał się w twarz swojej przyjaciółki. Zauważył swoją pomyłkę o ułamek sekundy za późno. Madeleine już biegła ulicą. Chłopak warknął coś po Japońsku i rzucił się w pościg.
-No nie! TO była zasada numer siedem – Julia z irytacją pokręciła głową. – Leć już Cyryl, chodzi mi tylko o nią.
Pobiegła za Arashim, w błyskawicznym tempie znikając za najbliższym zakrętem.
Cyryl otrząsnął się dopiero po chwili.
-Jak to? – wykrztusił, oszołomiony. – Jak to, nie chodziło o mnie!?
*
-No dobra, po tych cudownych trzech godzinach wspominania dawnych czasów może przejdziemy do informacji, które miałaś nam udzielić, Veronico? – zaryzykował Dante.
Silva była blisko roześmiania się na widok jego zrozpaczonej miny. W sumie to przedłużała tą tak niezwykle fascynującą ich oboje rozmowę tylko po to, żeby zobaczyć jego pełną rezygnacji twarz.
-Och, całkiem wyleciało mi z głowy. – Veronica uśmiechnęła się do nich przepraszająco, zarzucając włosami. – Ale może najpierw jeszcze trochę herbaty?
Tym razem oboje kuzyni zaprzeczyli tak samo gorąco.
-Nie smakuje wam – było to bardziej twierdzenie niż pytanie.
-Nie jesteśmy przyzwyczajeni do herbaty w tak... eleganckim domu jak ten. Czujemy się trochę niezręcznie. – wytłumaczył łowca.
„Punkt dla ciebie, Dante” – przeleciało Silvie przez głowę.
-Rozumiem. Cóż, już i tak wypiliście pięć filiżanek. Może później – Veronica uśmiechnęła się współczująco, a potem wygodniej rozparła się w przerażająco miękkim fotelu, mierząc i Strażniczkę, i łowcę czujnym spojrzeniem zielonych oczu. – A więc… informacje, tak? O tej, której boją się Metz i Rolling.
-Mniej więcej. – Dante skinął głową.
-Nie wiem zbyt wiele. – krótki, przepraszający uśmiech, który im posłała, zmylił tylko Dantego, ale i on poczuł pewne wątpliwości. – A więc… Wiecie zapewne, że ONA znała Rollinga, gdy był dzieckiem. Trenowali razem w młodości, bawili się jako dzieci, raz… raz byli nawet zaręczeni. Potem zerwali, bo nasi przeciwnicy, sami wiecie, o kogo mi chodzi, wzmożyli aktywność. Potem była walka, w której brałeś udział Dante, następnie wpakowała się w jakieś zamieszanie z waszym kolejnym wrogiem. Teraz, gdy i on został unicestwiony, knuje sama.
-Jak się nazywa? – zapytał łowca.
-Dobre, naprawdę dobre. – Veronica zbladła lekko. – Świetne pytanie. A więc… chcesz wiedzieć, tak? Mogę ci powiedzieć, jasne. Ale nie sądzę, żeby miało cię to zdziwić.
-A więc? – Dante przekrzywił głowę.
-To… to Sylwia McEver.
*
-Metody, widzisz, to co ja? – zapytał przerażony Nikolaj, zatrzymując rożek z lodami w połowie drogi do ust.
-Tak, waniliowe pomieszały mi się z truskawkowymi. – Metody grzebał zażarcie łyżeczką w swojej porcji.
Chłopak odchrząknął cicho.
-Chodzi mi raczej o to za oknem. Czemu Madeleine goni Arashi, który jest goniony przez Julie, za którą biegnie wrzeszczący coś Cyryl?
-CO PROSZĘ???
Młody Vale wyprostował się gwałtownie, z przerażeniem gapiąc się za widok na zewnątrz.
-O do diaska. – jęknął chłopak. – W takim razie, musimy szybko śpieszyć im na pomoc.
Usiadł ponownie i zaczął znowu skrobać łyżeczką w lodach.
-Jak tylko dojem drugą porcje.
*
-McEver’owie. Można się było spodziewać. – mruknął Dante pod nosem.
-Miły jesteś. – prychnęła Silva. – Nawiasem mówiąc, ona znowu podejrzanie długo siedzi w kuchni. Myślisz, że znowu herbata…
-Módlmy się, żeby nie. Mam już dosyć. Po trzeciej filiżance…
-Wypiłeś trzy? – spojrzała na niego ze zdumieniem, wstrząśnięta. - Ja po pierwszej wlewałam wszystko do doniczki z palmą.
-Jesteś podła, Silvo.
-Nazwałabym to raczej inteligencją, ale dzięki. Jakiś pomysł, jak stąd zwiać?
-Nie mam pojęcia. – Dante westchnął ciężko.
W tym momencie Veronica roztańczonym krokiem weszła do salonu, niosąc na tacy trzy parujące filiżanki.
-Herbata? – łowca uśmiechnął się nerwowo.
-Skądże! Specjalnie dla was, niespodzianka. Kawa! – Silvie mogło się wydawać, ale przez chwile sądziła, że kuzynka z nich kpi.
Posłała jej krótkie, wściekłe spojrzenie, ale chyba nie zauważyła.
-Wygląda… świetnie. – bohatersko stwierdził Dante.
-Rzeczywiście. – przyznała Silva, biorąc filiżankę. Jeden raz rzuciła okiem na nieapetyczny, beżowy płyn i w zamyśleniu przeniosła wzrok na palmę. Potem znów na kawę i ponownie na doniczkę i tak jeszcze kilka razy. W końcu, widząc, że Veronica nie zamierza się odwrócić nawet na ułamek sekundy, z rezygnacją napiła się odrobinę.
Napój nie był zły, ale była pewna, że kuzynka potrafi przyrządzić coś lepszego. O niebo lepszego.
-A więc, kiedy wiecie już, że to Sylwia, może porozmawiamy o…
-Och, to mój telefon! – w życiu jeszcze Dante nie był taki szczęśliwy, widząc, że dzwoni do niego Madeleine. Odebrał. – Cześć, co się sta…. Goni cię Arashi, tak? A jego Julia? A Julie Cyryl? Gdzie jesteście? Na drugiej alei? Zaraz będziemy. I, taka mała całkiem nieważna sugestia… nie daj się zabić, bo Melisa dobierze mi się do skóry. Tak, zapamiętałem, druga aleja.
Rozłączył się i przepraszająco uśmiechną do Veronicy.
-Niestety, problemy z moją siostrzenicą. Musimy już iść.
-A to pech… - kobieta westchnęła ciężko.
-Na pewno niedługo się jeszcze spotkamy. – powiedziała Silva z wymuszonym uśmiechem.
Wymieniła z kuzynem porozumiewawcze spojrzenia.
O Boże. Wreszcie wolni.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz