54
Zalane słońcem ulice Pragi nie działały najlepiej na nastrój Silvy. Było gorąco i tłoczno, a Sylwia McEver, wyśledzona cudem jakieś półtorej godziny temu, co chwila znikała jej z oczu.
Była wysoką kobietą, prostą jak tyczka, z ponurym wyrazem twarzy i jasnych włosach z kilkoma prawie niedostrzegalnymi pasmami siwizny. Haczykowaty nos sprawiał, że wyglądem odrobinę przypomniała wiedźmę. Młodsza o blisko trzydzieści lat, przyrodnia siostra Seweryna McEvera, ubrana była w skromną, czarną garsonkę. Jej ciemne, czujne oczy patrolowały teren.
Silva na chwile oderwała od niej wzrok i omiotła spojrzeniem okolice: Arashi przyczajony na pobliskim dachu, podążał za starą łowczynią jak duch, Julia udawała, że czyta jakąś książkę. Nie, rzeczywiście czytała.
Strażniczka pomyślała z nutą irytacji, że chyba będzie musiała poważnie z nią porozmawiać wieczorem, ale natychmiast odepchnęła tę myśl.
Julia jest z McEver’ów. Niech uczy się sama.
Silva rzuciła okiem na zegarek, westchnęła ciężko i potrząsnęła głową, samą siebie ganiąc za jakiś pomysł. Chodzenie za Sylwią było przerażająco nudne. Poszła do jakiegoś biura nieruchomości (jakże się ono nazywało? Chyba Phoenix2), potem udała się na kawę z prawnikiem. Żadnej walki przy okazji, żadnego wyciągania broni, żadnej kłótni…
„Co za nieciekawe życie” – pomyślała zrezygnowana Strażniczka.
Sama była bliska wyciągnięciu książki, a przynajmniej słuchawek i MP3, ale pohamowała się w ostatniej chwili. Zatrzymał ją profesjonalizm.
Zamiast tego wyjęła komórkę i sprawdziła, czy Dante nie napisał jej nowego SMS-a. Napisał. Cóż, na jej kuzyna można było liczyć.
„Jesteśmy w połowie czytania tego przeklętego życiorysu. Madeleine postanowiła go zważyć, te wszystkie kartki mają razem trzy kilo. Wiesz, kim był Steven Far?”
Odpisała.
„To mój wujek, nikt ważny. Dokładnie trzy kilo? Serio?”
Rzuciła okiem na Sylwie. Jak ona może tak wolno iść? Jakim cudem ta kobieta została jej matką chrzestną???
Dante odpisał.
„Trzy kilo piętnaście deko. Naprawdę nikt ważny?”
„On chyba już nawet nie żyje. Żadnych innych ciekawych faktów?”
Schowała komórkę do kieszeni. Sylwia dalej szła. Strażniczka wściekle zgrzytnęła zębami.
Poczuła lekkie wibracje telefonu.
-Błagam, nie zawiedź mnie, kuzynie.
„Coś jednak mamy. W życiu nie uwierzysz.”
*
-Cyryl, natychmiast przestań robić samoloty z tych kartek! – Dante rzucił siostrzeńcowi piorunujące spojrzenie.
Cyryl z wyciągniętym w skupieniu językiem zaginał kartkę papieru w nowy samolot. Obok niego leżały już trzy spartaczone – jedyny, który latał, i został wypuszczony w powietrze, zapikował na Madeleine, a ona wywaliła go przez okno.
Brat nadal był na nią za to wściekły.
-To był mój ULUBIONY samolot. – stwierdził ponuro.
-Czyżby miał na imię Roman? – niewinnym głosem zapytała Maddy.
Cyryl chciał jej wyjaśnić, że Roman jest imieniem, które dostał już tyranozaur, ale po chwili zrezygnował.
-To był naprawdę świetny samolot.
-Chciał mnie zabić!
-Nawet wiedział, kogo należy ubić. Widzisz, jaki to był wspaniały, mądry, miły i…
-Czy któreś z was mnie słucha? – zapytał Dante, unosząc brwi.
-Ja. – odpowiedzieli jednocześnie Adrian i Nikolaj. Bates kontynuował. – Ale nie sądzę, żeby oni coś słyszeli. Są w… swoim świecie.
-Małym, ograniczonym i smutnym. – dodał Metody. – Świecie pegazojednorożców!
-Zamknij się, albo odgryzę ci głowę. – zagroziła mu Madeleine, uświadamiając im nagle, że słyszy wszystko idealnie.
-Własnoręcznie?
-No, może nie. Naśle na ciebie Julie.
Cyryl spojrzał na nią wilkiem.
-Odwal się od Julii.
-Ja mówię tylko, że ona jest bardziej krwiożercza niż ja. – dostrzegła wreszcie, że brat wygląda, jakby chciał ją zamordować, i odchrząknęła, zmieszana. – Ale naprawdę bardzo sympatyczna. Same atuty. Będziecie świetną parą, naprawdę. Serio. Na sto procent. Z pewnością. Wujku, ratunku!
Zanurkowała za Dantego, kiedy Cyryl rzucił się na nią z błyskiem szaleństwa w oczach. Dwa razy okrążyli stół, zanim w końcu Madeleine wyhamowała, wygładziła bluzkę i wyciągnęła przed siebie rękę, sprawiając, że jej brat się zatrzymał, zezując na wyciągniętą dłoń.
-Źle to robimy. – stwierdziła. – Tak do niczego nie dojdziemy. Może zamiast bić się samemu, wybierzemy jakichś zawodników? Nikolaj, czy ty…
-Nie, w życiu, dziękuje bardzo. – chłopak zasłonił się płachtą gazety.
-Natalia…
-Nawet o tym nie myśl.
-Adrian…
-Chętnie, ale ja bym był raczej po stronie Cyryla. W końcu Julia to moja kuzynka, nie?
-Jesteście beznadziejni. – stwierdziła w końcu. – Oczywiście, oprócz Nikolaja, który mnie zawiódł, ale na pewno tylko żartował. – wyczekująco spojrzała na przyjaciela.
-Nie żartowałem. – oznajmił Nikolaj.
-Widzicie, sam się przyznał, że żartował. Wstawaj, staniesz teraz w mojej obronie przeciwko zipiącemu zemstą i łaknącemu krwi łowcy. Ale pewnie wygrasz, bo to w końcu tylko Cyryl…
-Ej! – wykrzyknął jej brat.
-STOP! – głos Dantego zatrzymał jego siostrzeńców na miejscach. Cała grupa uniosła na niego głowy. Łowca siedział na skraju stołu , pogiętą kartkę, z której Cyryl próbował zrobić ostatni samolot, trzymając w ręce. Szybko przebiegł oczyma po tekście. – Czy ty zdajesz sobie sprawę, co to za kartka?
-Leżała na tym stosie przeczytanych. – chłopak wskazał ręką górę kartek.
-To jest stos NIE przeczytanych. – Dante przez chwile wyglądał na załamanego psychicznie.
-Serio? To tak mało odwaliliśmy roboty?
Łowca spojrzał na niego ponuro, a potem kontynuował:
-To jest zapis wydarzenia z ostatniego roku. Bądźcie cicho, przeczytam wam. „W dniu 13 stycznia 2013 roku Sylwia McEver, córka Georga i Jane McEver została oficjalnie wykluczona ze swego rodu i z rozgrywek nazywanych Turniejem, na mocy Prawa Czwartego Dnia, za pomocą szanownego pana Rolling’a. i równie szanownego pana Seweryna McEvera.”.
-Czemu nikt nam o tym wcześniej nie powiedział? – zapytał Adrian.
-Czemu nazwali dziadka Seweryna „szanownym”? – w tym samym momencie na głos zastanawiała się Madeleine.
-Uporządkujmy to. – westchnął Dante. – Najpierw myśleliśmy, że KTOŚ chcę usunąć Rolling’a, przy okazji ubijając nas, bo mogliśmy mu pomóc. Ale zamach nie udał się, bo ów ktoś nie przewidział, że Silva jest Strażniczką. Potem dowiedzieliśmy się, że owym kimś jest Sylwia McEver, krewna, ba, chrzestna Silvy, która MUSIAŁA wiedzieć, że ta jest Strażniczką, więc pomyśleliśmy, że musi chodzić i o zabicie Rolling’a, i Silvy. Teraz nagle okazuje się, że jeśli Sylwia powinna się na kimś mścić, to nie na swojej chrześnicy oraz Rollingu tylko na przyrodnim bracie, Sewerynie McEver i tymże.
-Co proszę? – wykrztusił Oliver.
-Nie przejmuj się, ja też nic nie zrozumiałem. – Cyryl lekceważąco machnął ręką.
-Ja rozumiem – odparła Natalia. – No… mniej więcej. Ale jeśli jest tak, jak myślę, to całe to jest kompletnie nielogiczne.
-Owszem, to jest kompletnie nielogiczne. – stwierdziła Madeleine. – Zamach miał być najpierw na Rolling’a, potem stwierdziliśmy, że na Rolling’a i ciocie Silve, a teraz okazuje się, że powinien być na Rolling’a i dziadka Seweryna.
-W każdym z tych przypadków ważny jest Rolling. – stwierdził w końcu Adrian.
-Nie rozumiem… kompletnie nic nie rozumiem. – Dante potrząsnął głową, a potem wyjął z kieszeni komórkę.
Dostał SMS od Silvy.
„On chyba już nawet nie żyje. Żadnych innych ciekawych faktów?”
„Coś jednak mamy. W życiu nie uwierzysz.” – odpisał. Chwile potem do pokoju wbiegł przerażony właściciel. Zgodnie podnieśli głowy.
-Policja – wydyszał, przerażony. – Chcą się widzieć z Madeleine Vale.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz