57
-Wróciłam. – martwym głosem powiedziała Madeleine.
Po tym pełnym rezygnacji stwierdzeniu prawie bez życia zwaliła się na łóżko Nikolaja. Chłopak, siedzący przy biurku, ponuro pomyślał, że pewnie będzie musiał spędzić tę noc na podłodze i uśmiechnął się lekko.
Wstał, zgasił światło w pokoju i wyszedł na korytarz. Wróciła Maddy, musiał więc też wrócić pan Vale.
Dante otworzył drzwi po kilku minutach pukania. Wyglądał na jeszcze bardziej zmęczonego niż jego siostrzenica, ale udało mu się przywołać na twarz słaby uśmiech.
-Proszę, wejdź. – stwierdził sennym głosem.
Nikolaj natychmiast skorzystał z zaproszenie, wślizgując się do pokoju.
-Jak poszło? – zapytał niecierpliwie.
-W porządku. – odparł Dante. – Znaczy… Madeleine będzie to miała w aktach, to pewne, poza tym jest załamana, ale skończy się na karze pieniężnej.
-Pani Melisa ma dosyć pieniędzy?
-W sumie lepiej jej o tym nie mówić. – odparł łowca.
-Może Phoenix… - Nikolaj nie zdążył ugryźć się w język.
Dante spojrzał na niego triumfująco.
-WIEDZIAŁEM.
-No cóż, nie było chyba tak trudno się domyślić, nie? Coś pan nam zrobi?
-Nie. Po co? Dopóki mnie w to nie mieszacie, wszystko jest w porządku. Czy policja przeszukiwała dom, jak pojechaliśmy?
-Tak, wrócili po jakichś dwóch godzinach.
-Ale nie wzięliście w podróż żadnych dokumentów firmy, prawda?
-Nie, jasne, że nie. – gładko skłamał Nikolaj.
-W porządku. – Dante z ulgą skinął głową. – Cieszy mnie to.
Przez chwile milczeli.
-Czy mógłbym mieć prośbę? – niepewnie zapytał chłopak.
-No jasne. Mów.
-Mógłbym dzisiaj spać u pana?
Dante spojrzał na niego z niekrytym zdumieniem.
-Madeleine zajęła moje łóżko, a jakkolwiek na to patrzę, to spanie z nią w jednym pokoju wydaje mi się trochę dziwne. Wole jej nie budzić, a nie wiem, gdzie ma klucz od swojej sypialni, więc… - urwał znacząco.
Łowca westchnął ciężko.
-No dobra, ale jest jedna, podstawowa zasada.
-Słucham.
-JA śpię w łóżku.
*
-Jak to, nie wzięliście mi nic na wynos??? – z niedowierzaniem zapytała Silva.
Szli wzdłuż Złotej Uliczki, zegar przed chwilą wybił dwudziestą pierwszą. Szpiegowanie Sylwii trochę się przedłużyło, natomiast ona, masz ci los, ani myślała zaglądać do jakiejś kawiarni. Strażniczka czuła, jakby trzy razy obeszła całe miasto dookoła, w dodatku na czczo.
-Nie było czasu. Ledwie udało nam się wrócić po ubrania. – wytłumaczyła strapiona Julia.
-Przepraszamy. – dodał Arashi.
-Nic się nie stało. – Silva z rezygnacją machnęła ręką. – W końcu jadłam nie tak dawno temu. – dodała z miną, świadczącą, że jadła BARDZO dawno temu.
-W każdym razie, dowiedziałaś się czegoś, ciociu?
-Że moja matka chrzestna wiedzie najnudniejsze życie, jakie można sobie wyobrazić.
-Żadnych terrorystów? – współczująco zapytała jej bratanica.
-No właśnie. Muszę przedzwonić jeszcze do Dantego. Julia, masz Internet w telefonie?
-No jasne. – prychnęła.
-Ja też. – dumnie powiedział Arashi. Rozmowę prowadziły po japońsku, więc rozumiał każde słowo.
-Wyszukaj… wyszukajcie – Silva natychmiast się poprawiła. – Jakiś hotel w Pradze, niezbyt daleko stąd. Tak na trzy, cztery gwiazdki, nic poza tym.
-Jasne.
Strażniczka oddaliła się od nich na kilka kroków i wyjęła z kieszeni własną komórkę.
Dantego miała w szybkim wybieraniu.
-Hmmmm? – uśmiechnęła się, słysząc w telefonie zaspany głos kuzyna.
-Hej, to ja.
-Błagam, tylko nie to. Nie tak późno w nocy.
-Późno w nocy? – zapytała kpiąco.
-Wzięłaś pod uwagę zmianę czasową? Właśnie. Dobranoc, Silvo.
-Ale mam ci coś ważnego do powiedzenia!!!
-Powiesz mi jutro. Pa, trzymaj się.
-No wiesz Dante? – prychnęła, ale już się rozłączył.
Zadzwoniła na powrót, z trudem powstrzymując się przed warczeniem.
-Halo? – odezwał się równie zaspany głos jak wcześniej, ale ten nie należał do Dantego.
-Nikolaj? Chyba wybrałam zły numer, wybacz.
-Dobry, ale pan Vale stwierdził, że nie odbierze. Mam powiedzieć… nie, nie powtórzę tego, ale najmilsze to nie jest.
-Śpisz z Dantym w jednym pokoju? – zapytała powoli.
-Madeleine zajęła mu łóżko i pan Vale przyjął mnie do swojego pokoju.
-Aha. – z trudem pohamowała wybuch śmiechu. – Kto śpi w łóżku?
-Nikt. Przez ostatnie pół godziny po kolei uprzejmie je sobie oddawaliśmy, aż w końcu oboje śpimy na podłodze. Ja pod oknem, pan Vale przy drzwiach.
-Niczym w wojsku.
-Gorzej. Nie wziąłem poduszki i słyszę przez podłogę obrady Kółka Gospodyń Parafialnych.
-Ciekawie jest? – zapytała, tym razem nie potrafiąc ukryć rozbawienia.
-W miarę. Przeszły już przez temat układania wiązek orchidei przed ołtarzem – wiedziała pani, pani McEver, że to niechrześcijańskie kwiaty? Teraz plotkują o nowym księdzu.
-O, i co?
-Podobno nie umie prawić kazań, ale jest bardzo przystojny.
-Świetnie. Naprawdę Dante nie może teraz ze mną rozmawiać?
-Hm… prawdę mówiąc, to chyba nie chcę. – Nikolaj ściszył głos. – Wygląda, jakby zamierzał czekać zabarykadowany w garderobie, aż się pani rozłączy.
-Przekaż mu, że zadzwonię jeszcze rano.
-Lepiej nie, bo pan Vale jest gotów wyrzucić komórkę przez okno.
-Niech wyrzuca, jego strata. W takim razie zadzwonię chociażby do Cyryla. Dobranoc, Nikolaj.
-Dobranoc, pani McEver.
Silva rozłączyła się i z niedowierzaniem pokręciła głową. Cóż, w sumie rozumiała kuzyna. Dobrze zdawała sobie sprawę, że nawet kiedy jest w pełni przytomny, czasami trudno mu jest ją znieść.
-I jakie wyniki rozmowy, ciociu Silvo? – zapytała Julia, delikatnie przekrzywiając głowę.
-Niespodziewane. – odparła z uśmiechem Strażniczka. – Dowiedziałam się właśnie, że orchidei nie powinno się stawiać przed ołtarzem, i że pewna parafia przyjęła jakiegoś bardzo przystojnego księdza, niestety nie dałam rady przekazać Dantemu informacji.
-Jakich informacji? – zapytała jej bratanica. Arashi przyglądał się im ciekawie.
Silva lekceważąco machnęła ręką.
-Nic takiego. Wyjaśnię wam jutro.
*
-Dzień dobry wszystkim. – zmęczonym tonem powiedział Cyryl, schodząc rano po schodach na śniadanie.
-Cześć. – Metody rzucił mu krótkie spojrzenie i na nowo skupił całą swoją uwagę na grzankach. – Nasza siostra wróciła.
-Jak to? Madeleine, czyżby nie odkryli twojego poletka marihuany?
Maddy uśmiechnęła się do niego sztucznie, a potem cisnęła w niego widelcem. Nie była w tym tak dobra jak ciocia Silva, ale i tak, gdyby jej brat nie uskoczył wystarczająco szybko, sztuciec walnął by go między oczy.
-Mi też miło cię widzieć. – kwaśno powiedział Cyryl. – Jakieś wieści od cioci Silvy?
-E…. Żadnych. – przyznał trochę niepewnie Dante. W duchu cieszył się, że Nikolaj wczorajszej nocy powstrzymał go przed wywaleniem komórki na ulicę.
-Co robimy po śniadaniu? – zaciekawiła się Natalia.
-Dzisiaj? W sumie wy macie wolne, ja muszę sprawdzić, czy ta sprawa z wykluczeniem Sylwii z McEver’ów jest prawdą. – łowca wzruszył ramionami.
-Świetnie! – Adrian uśmiechnął się.
-Może przejdziemy się do zoo? – zaproponowała Madeleine. – Uwielbiam baseny z krokodylami. Jak nikt nie patrzy, można tam kogoś wepchnąć.
-Lepiej tam nie idźmy. – stwierdził Metody, a potem nachylił się do Nikolaja i szepnął mu do ucha. – Jak się urodziliśmy, była nas trójka: ja, Cyryl i Bazyl. Ale pewnego dnia pojechaliśmy do zoo z Maddy i po Bazylu wszelki ślad zaginął.
-Słyszałam to. – sucho poinformowała go Madeleine. – jak nie chcesz, możesz nie iść. Adrian, Natalia, a wy? Tygrysy czasami uciekają z klatek i można ratować przed nimi piękne dziewczęta – znacząco spojrzała na kuzyna. Adrian prychnął cicho, ale najwyraźniej spodobał mu się pomysł, bo skinął głową.
-Jasne, możemy iść.
-A więc do zoo! Uwielbiam takie wycieczki! Wujku, czyli nie idziesz z nami?
-Nie, nie idę. – Dante pokręcił głową, wstając od stołu. – Poproście właścicieli, żeby dali wam jakiś papier do zapakowania kanapek, na pewno zgłodniejecie.
-Dobry pomysł. – przyznała Maddy.
Chwile później wróciła z plikiem pomiętych, lekko zatłuszczonych kartek, które dostała w kuchni.
-No dobra, kto chcę z czym? – zapytała tonem mistrza ceremonii.
Nagle jednak zastygła i wielkimi oczyma wgapiła się w jeden z papierów.
-Nikolaj – powiedziała powoli. – Czy to przypadkiem nie jest jeden z rachunków Phoen…
-Ci! – chłopak popatrzył na nią ostro, widząc zaskoczone spojrzenia grupy. Potem uśmiechnął się zniewalająco. – Ja poproszę z wędliną.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz