środa, 28 października 2015

58


-To jest żyrafa – poinformowała grupę Madeleine. – Jest duża, ma długą szyje i – jak widzimy – jest nakrapiana. Czasami występują też osobniki w paski, trójkąty lub małe kotwice, ewentualnie w Afroamerykanów. Odpowiadając na niezbadane przed Adriana pytanie – żyrafy są roślinożerne. No, oczywiście oprócz żyjącego tutaj gatunku. Ta tutaj, e…. Żyrafa Niepospolita, jest ludożercą. Jeśli czasami znikają małpy, to wiedzcie, że zjada je właśnie ten gatunek żyraf. Przejdźmy do nosorożca…
Nikolaj szedł krok w krok za przyjaciółką, i z każdą chwilą czuł, że idiocieje coraz bardziej. Maddy oprowadziła ich małą grupkę, składającą się z niego, Natalii, Adriana, Olivera, Cyryla i Metodego (dwaj ostatni stwierdzili, że idą tylko dlatego, żeby uchronić całą resztę świata przed ich szaloną siostrą) już po połowie zoo. Zatrzymywali się przy każdym zwierzęciu, a Madeleine zawsze dokładała coś od siebie.
Nie minęło wiele czasu, kiedy dookoła nich zgromadził się spory tłum, wsłuchujący się w każde słowo dziewczyny.
-To jest nosorożec. Jak widzicie, ma róg. Używa go do nabijania ofiar. – łowczyni rzuciła poirytowane spojrzenie kilkorgu trzylatkom, rzucającymi papierkami od cukierków w wielkie zwierze. Podniosła głos. – Poluje szczególnie na dzieci od trzech do czterech lat. Po szarży nosorożec może przebić nawet takie żelazne ogrodzenie, jakie tu widzicie. Ten gatunek ma szczególną pamięć – jeśli zrobiliście mu coś złego ZEMŚCI SIĘ NIECHYBNIE.
Dzieciaki przestały rzucać i gapiły się na nią bez słowa. Posłała im czarujący uśmiech.
-Chodźmy dalej. O, zobaczycie, to struś! Uwielbiam strusie! Byłam kiedyś na takim obozie, gdzie hodowali strusie. Wiecie, że mają dwie pary oczu, by móc obserwować otoczenie, kiedy chowają głowę w piasek? – tylko Nikolaj usłyszał, że dodała ciszej. – Hm… albo okłamali mnie na tym obozie.
-Oooo! – „tłum nieistotnych osób”, jak Bates nazywał ich w myślach, popatrzył na Madeleine z głębokim podziwem.
-Genialna dziewczynka. – stwierdził ktoś ze zgromadzonych głosem, w którym, ku zdumieniu chłopaka, nie było ani odrobiny ironii.
-Co to ma być??? – ledwie słyszalnie zapytała Natalia, w oszołomieniu przypatrując się zebranym. – Oni jej serio wierzą?
-To są nowojorczycy. – Adrian wzruszył ramionami. – A ona… ona jest Maddy.
-Teraz pingwiny! – Madeleine rozpromieniła się natychmiast, podchodząc do wybiegu dla pingwinów. – Proszę państwa, nie wiem, czy zdajecie sobie z tego sprawę, ale to są ukryci agenci świętego Mikołaja.
-Ona ma jakąś obsesje. – stwierdził Metody. – Święty Mikołaj tu, święty Mikołaj tam…
-…niektórzy w to nie wierzą, owszem. – kontynuowała. – Ale czy wy naprawdę nie widzicie tych ich podstępnych min i kaprawych oczu? – tłum milczał, więc zrezygnowana machnęła ręką i pokazała na następny wybieg. – Przedstawiam słonia. Duży, szary, z trąbą. Boi się myszy jak ognia. Szczurów też, więc lepiej do niego nie podchodź, Cyryl.
-Czy ty coś sugerujesz? – podejrzliwie zapytał jej brat.
-A skądże znowu. Ten gatunek, który tu widzimy, ale jest w miarę niewinny, ale trzeba pamiętać o jego bliskim pokrewieństwu z mamutem. A mamuty – każde dziecko to wie – to czyste zło.
-Mój Boże. – Nikolaj ukrył twarz w rękach. – Znów się zaczyna….
-Jaskiniowcy polowali na mamuty, ludzie średniowiecza na jelenie, a my najczęściej na ministrów. – zamyśliła się na chwile. – No wiecie, samo to słowo. Brzmi strasznie. Ekhem… kontynuując! Słoń prawie wyginął, bo polowali na niego dla kości słoniowej. Ale jednak przeżył i teraz tu stoi.
-Nie było nawet tak źle. – stwierdziła Natalia.
-CHYBA, ŻE… – Madeleine nagle poderwała głowę. – Chyba, że to jest mniejszy mamut! Zgolił futro, zmniejszył się, ale i tak go poznałam! Ha!
-Może przejdziemy do następnego wybiegu? – zaproponował Adrian, widząc, że jego kuzynka i skarlały mamut mierzą się wrogim spojrzeniem.
Westchnęła ciężko.
-Dobra, jak chcesz. Nikolaj, idziesz?
Bates stał przed słoniem, z rękami w kieszeniach.
-Teraz pójdziemy dalej. – mruknął pod nosem. – Maddy zobaczy jaszczurkę i uzna ją za dinozaura. A my będziemy się zastanawiać, jak odebrać jej sztylet i powstrzymać ją przed stoczeniem pojedynku ludzkość contra tyranozaur.

*

-Nie, Dante, nie znam żadnych szczegółów. – zmartwił się Metz.
-A Rolling? Przecież on musi coś wiedzieć!
-Wyjechał. No wiesz, póki nie zamkniemy tej Sylwii McEver, on jest zagrożony.
Dante westchnął ciężko. Szedł przez miasto, bardziej po to, żeby sobie pochodzić, niż przez jakiś konkretny cel. W sumie nie miał pojęcia, co zrobić. Do ucha przyciskał komórkę, przeciskając się przez tłum.
-A mógłbym się tego jeszcze od kogoś dowiedzieć?
-Głupie pytanie. Jeśli mówisz, że byli w to zamieszani Rolling i Seweryn McEver, i jeśli Rolling jest niedostępny, to…
-Błagam, nie. – Dante zatrzymał się w pół kroku. – On mnie nienawidzi. On WSZYSTKICH nienawidzi. To despota! Egoista! Egocentryk! Pesymista! Zabójca! To jest DZIADEK SILVY!
-Tak w gruncie rzeczy, czemu nie lubisz Silvy? – zapytał Metz.
-A czemu ty ją lubisz? Znaczy… nie, żebym nie czuł do niej sympatii, ale potrafi zaleźć za skórkę. Ale zawsze była u ciebie na pierwszym miejscu. Dlaczego?
-Nie mam pojęcia, ale jest dla mnie jak córka. – szczera odpowiedź odebrała Dantemu całą złość.
Nie czas teraz na to” – pomyślał z irytacją, całkiem się uspokajając.
-W porządku, porozmawiam z Sewerynem, ale najpierw muszę poprosić Silve, żeby przygotowała mi do tego grunt.
-Dobry pomysł. Muszę już kończyć. Przyszła do mnie twoja drużyna… znaczy, twoja stara drużyna. Powiedzieć im coś?
Dante miał ochotę pozdrowić pewną łowczynie, ale w ostatniej chwili przyszło mu do głowy, że ukochana kuzynka mogła mu założyć podsłuch na telefonie i zrezygnował. To by jeszcze było, gdyby się dowiedziała, że naprawdę jest możliwość, że w najbliższym czasie będzie mu potrzebna druhna.
-Pozdrów ich… wszystkich. – powiedział po chwili wahania.
-Dobrze. Trzymaj się.
-Jasne. Na razie.
Łowca rozłączył się i westchnął cicho. Był wykończony. Nie tylko Nikolaj przysłuchiwał się w nocy obradom Kółka Gospodyń Parafialnych.
Nagle ktoś dotknął jego ramienia. Odwrócił się błyskawicznie.
-Montehue, Scarlett! Świetnie. Właśnie jesteście mi potrzebni.

*

Silva układała w myślach zapis tego dnia.
Drogi pamiętniczku, oto kolejny dzień śledzenia mojej „morderczej” matki chrzestnej. Robi same nudne rzeczy, mam ochotę zeskoczyć z tego dachu i ją zadusić, ale Metz nie byłby z tego specjalnie zadowolony, więc tylko za nią idę i próbuje nie zasnąć. Jest ciężko. Poza tym jestem głodna – nie jadłam od wczorajszego poranka. Ciekawe, czy moja ciotka czasami coś je. Nie wygląda na taką. O, chyba coś zaczyna się dziać…”
Przerwała, by przyglądnąć się scenie, rozgrywającej się w dole. Przykucnęła na gorącej blasze dachu, zmrużonymi oczyma patrząc, jak koło Sylwii McEver przechodzi jakiś mężczyzna o dosyć niechlujnym wyglądzie i wyciąga rękę w stronę jej torebki…
-Nawet nie próbuj. – słowa, wypowiedziane ostrzegawczym i władczym tonem McEver’ów działają jak trzask bicza. Zresztą, nie tylko to – wyciągnięty z kieszeni paralizator też musiał odgrywać jakąś role w fakcie, że mężczyzna cofnął się błyskawicznie.
Uniósł ręce w obronnym geście.
-Ok., ok. – stwierdził ponuro, zrezygnowanym tonem, przez który Silva nie potrafiła powstrzymać uśmiechu.
Zaraz jednak spoważniała i kiedy sytuacja się uspokoiła, wróciła do zapisków w myślowym pamiętniku.
Oprócz faktu, że Sylwia okazała się naprawdę bohaterską staruszką, nic nowego. Dalej umieram z głodu i zastanawiam się, gdzie mogli się podziać Arashi i Julia…”

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz