1
Dwa miesiące później
Gdyby Dante Vale wiedział, jaką katastrofą skończy się ten ślub, z pewnością by nie przychodził, ignorując nawet fakt, że żeni się Montehue, jeden z jego najlepszych przyjaciół.
-Kto tu jest najurokliwszy na świecie, no kto? – jego były uczeń, jasnowłosy łowca, usiadł na chodniku mimo odświętnego stroju i bawił się teraz z Sherlock’iem, najwyżej dwumiesięcznym szczeniakiem – sam Dante nie znał zbyt dobrze jego wieku.
Czarnowłosa kobieta, stojąca obok niego w oczekiwaniu na parę młodą, uśmiechnęła się lekko.
-Ona wyraźnie ma wątpliwości. – mruknęła pod nosem, patrząc na jej koleżankę z drużyny, osiemnastoletnią dziewczynę pochodzącą z najpotężniejszego rodu wśród łowców.
-Wątpliwości? – Dante uniósł brwi.
-Kto jest bardziej uroczy. Chociaż w gruncie rzeczy, ja raczej wolałabym się nie zastanawiać.
Łowca skwitował to uśmiechem.
-Coś nie tak, Dante?
-Wszystko w porządku, po prostu… mam złe przeczucia.
-Może to przez to, że Dena z nami nie ma?
-To jego pierwsza samodzielna misja, wiem, ale… nie, to nie to.
-Panna młoda. – odezwał się nagle jasnowłosy łowca.
Dantemu mogło się tylko wydawać, ale kątem oka dojrzał, że ich towarzyszki zjeżyły się jednocześnie, patrząc na wysiadającą z samochodu Scarlett Byrne.
-Wygląda pięknie. – zauważył Metz.
-Czarująco. – dodał Guggenheim.
-Oszałamiająca. – grzecznie potwierdził Lucas.
-Całkiem ładnie. – ostrożnie przyznał Dante. Scarlett wyglądała BARDZO ładnie, ale mając koło siebie dwie wściekłe istoty tej samej co ona płci, wolał uważać.
-Hm… Dante? – czarnowłosa wyprostowała się nagle.
-Tak?
-Sherlock.
Łowca obrócił się gwałtownie, wzrokiem szukając swojego psa i jęknął cicho. Długowłosy szczeniak uciekł jego uczniowi i w swój kulawy sposób, co chwila wywracając się i plącząc łapki, zmierzał w podskokach w stronę sukni Scarlett. Białej, jednocześnie skromnej i szykownej, ciągnącej się do samej ziemi.
Dante jęknął głucho.
-Łap go. – syknął do swojego ucznia, samemu rzucając się w pogoń.
Sherlocka dorwał o krok od panny młodej, kiedy ten już szczerzył krótkie kły, pragnąc się dorwać do materiału sukni.
-O… Dante. – Scarlett uśmiechnęła się czarująco.
Dante wyobraził sobie, jak czarnowłosa łowczyni z kamiennym spokojem wygina w łuk klucze od swojego domu, zabijając rudowłosą łowczynie spojrzeniem.
-Witaj, Scarlett. – uśmiechnął się. Wypadało dodać coś o pięknej sukni, ładnym uczesaniu lub szczęściu Montehue, że to właśnie Scarlett zostanie jego żoną, ale wolał nie ryzykować śmierci panny młodej.
-Witaj. Nie wiedziałam, że masz psa.
-Dostałem niedawno. Prezent na urodziny.
-Och, od kogo?
-Od… kogoś z rodziny.
-Właśnie. Dante, naprawdę bardzo mi przykro. Śmierć Silvy... – Scarlett przestała się uśmiechać. Jeszcze chwila, a łowca może by uwierzył, ale w porę przypomniał sobie nienawiść, z którą kobieta zawsze patrzyła na jego kuzynkę.
-Rozumiem. – odpowiedział jednak uprzejmie. – To twój dzień, lepiej nie będę przeszkadzał.
-Poczekaj! Mogę pogłaskać szczeniaka?
-Jasne. – Dante rzucił Sherlock’owi spojrzenie „nawet o tym nie myśl” i podsunął go pannie młodej.
Niestety, Sherlock słuchał się go tak samo jak ta, która mu go podarowała. Kiedy Scarlett dotknęła jego łebka, kłapnął zębami.Kobieta odskoczyła z cichym krzykiem.
-Wybacz. – łowca starał się, NAPRAWDĘ się starał zrobić smutną minę. – Jest jeszcze niezbyt wychowany.
-Jasne… spoko… no tak. No to, Dante, życz mi powodzenia. – Scarlett pozbierała się szybko.
-Oczywiście.
Łowca wrócił na swoje miejsce przy wejściu do kościoła i rzucił jego czarnowłosej towarzyszce podejrzliwe spojrzenie. Rzadko widział u niej prawdziwy uśmiech, a teraz wręcz wyglądała, jakby zamierzała wybuchnąć śmiechem.
-Uwielbiam Sherlocka. – skomentowała cicho.
Weszli do kościoła.
*
Godzinę później orszak weselny wyszedł z mrocznego wnętrza budynku. Scarlett promieniała jak nigdy, prowadzona przez jej świeżo upieczonego małżonka, natomiast Dante był wściekły.
-Naprawdę to nie moja wina, że zapomniałem pierścionków. – usiłował go uspokoić były uczeń. – W końcu jednak wszystko wyszło na dobre, nie?
-Nawet nie zauważyli podmianki. – pocieszająco dodała brązowowłosa.
-Zastanawiam się tylko – głos jego czarnowłosej towarzyszki był beztroski tylko na pozór: widział dobrze, że stara się ukryć zadowolony uśmiech. – Skąd miałeś przy sobie inne pierścionki?
-Przyniosłem na zapas. – skłamał Dante.
Krótko mówiąc, z oświadczynami będzie musiał jeszcze trochę poczekać.
Sherlock wydał z siebie cichy pisk. Łowca tylko zmierzył go ostrym spojrzeniem.
-Czyli i ja, i twój pies jesteśmy w niełasce? – wywnioskował jego były uczeń.
-Dokładnie. – zgodził się Dante. Poczuł jednak nagły niepokój. Coś było nie tak… Sherlock znowu pisnął rozdzierająco, drapiąc o jego nogawkę. Mężczyzna przyklęknął przy nim. – Co jest, mały?
-Uwaga! – zawołała Scarlett. – Rzucam!
Trzydziestka kobiet, uczestnicząca w ślubie, zaczęła się tłoczyć przy schodach do kościoła.
-Nigdy nie zrozumiem tej tradycji. – mruknął Metz pod nosem.
Dante milczał. Nagle Sherlock zaskomlił i wystrzelił do przodu. Zbiegł po schodkach i dopadł kogoś stojącego za tłumem.
Łowca doskonale wiedział, kto to.
Scarlett odetchnęła głęboko i wyrzuciła w górę swój bukiet. Wiązanka kwiatów poleciała w powietrze i prześlizgnęła się nad głowami próbujących ją złapać kobiet. Opadł tuż za nimi, prawie uderzając w ziemie.
Zaledwie kilka centymetrów od podłoża złapała go czyjaś dłoń.
-Chyba komuś to spadło. – zauważyła Silva McEver, klękając na bruku, by pogłaskać łaszącego się do niej Sherlocka.
Scarlett krzyknęła.
*
-Silvo, i jak ja to im wytłumaczę!? – warknął Dante, odciągając kuzynkę na bok.
Silva była pół roku młodsza od niego. Jasne włosy wiązała w warkocz dookoła głowy, oczy w dziwnym kolorze promieni słonecznych potrafiły przewiercać na wylot. Znad ramienia wystawała jej rękojeść miecza, do paska miała przytłoczony sztylet. Była to jej jedyna WIDOCZNA broń. Z doświadczenia wiedział, że musiała jej mieć więcej: ukrytej w przewieszonym przez ramie plecaku, w cholewkach butów, za paskiem, w kieszeni, gdziekolwiek.
Dobrze znał swoją kuzynkę.
Oficjalnie, Silva zginęła gdzieś w środku wakacji, na oczach swojej bratanicy, Julii, i jej przyjaciela, Arashiego. Została zabita przez swoją ciotkę, dosłownie rozpadła się w proch. Jednak nie było ciała ani dowodów, więc Sylwia McEver nie została nawet postawiona w stan oskarżenia, chociaż wszyscy wiedzieli, że zabiła.
Ale nie zabiła.
Bo nieoficjalnie, w cieniu, Silva żyła nadal. Stała przed nim, z ciała i kości, z jak zawsze kpiącym uśmiechem na twarzy, pewnością w oczach i obietnicą śmierci wypisaną na jej duszy.
Dwa i pół miesiąca temu MUSIAŁA zginąć, było to jedyne wyjście, by ukryła się przed Moriartym: człowiekiem rozporządzającym nieskończoną potęgą, który za wszelką cenę chciał ją dopaść. Dante wiedział o mistyfikacji: odwiedziła go dwa tygodnie po swojej śmierci i wyjawiła swój sekret.
Jednak poza ich dwójką, jak dotąd, nie miał pojęcia nikt oprócz wcześniej wtajemniczonych.
A teraz…
-Montehue i Scarlett dadzą się ucieszyć, spokojnie. – Strażniczka położyła mu rękę na ramieniu. – Lucas też będzie milczał, tak samo jak Dellix i Lane. Natomiast ja… musiałam się z tobą skontaktować, a wolałam nie przychodzić do twojego domu.
-Moriarty znów…
-Moriarty wie, że ja żyje. Nie wiem od kiedy, ale zdaje sobie z tego sprawę. Zyskałam jednak cenny czas, żeby pozałatwiać kilka spraw.
-Potrzebujesz mojej pomocy?
Zawahała się na moment.
-Może. Mogę na nią liczyć?
-Zawsze. Jesteśmy rodziną, Silvo.
Strażniczka uśmiechnęła się lekko.
-McEver’owie rzadko przyznają się do pokrewieństwa z Vale’ami i na odwrót, ale ja cieszę się, że jesteś moim kuzynem. A, nawiasem mówiąc – pochyliła się, mrużąc oczy, i szepnęła mu do ucha. – Z.
Dante zesztywniał. No tak, podczas wakacji, kiedy polowali na Moriarty’ego, przez przypadek wygadał się, że się zakochał. Silva z niezrozumiałych dla niego pobudek nagle zapragnęła zostać druhną i męczyła go o imię wybranki dwadzieścia cztery godziny na dobę, domagając się podania przynajmniej pierwszej jego litery.
-Ostatnio, kiedy się widzieliśmy, byłaś przy D. – zauważył.
-Tak, ale teraz wiem, że to Z. Imię ma na Z, nazwisko na M, czarne włosy, brązowe oczy, najwyraźniej nienawidzi też Scarlett, więc mogłybyśmy się za kumplować.
Łowca odchrząknął cicho.
-Nie przyznaje, ani nie zaprzeczam.
-Akcja z pierścionkiem była całkiem zabawna. Był dla niej, prawda?
-Może. – Dante miał w duchu nadzieje, że jego twarz jest nie przeniknioną maską i nie krzyczy bez przerwy „TAK”, jak robiła to jego podświadomość, wpychając na usta najprawdziwszą i najjaśniejszą odpowiedź.
-No dobra, to kiedy zostanę druhną? – Silva posłała mu swój uśmiech, który tak często go denerwował.
-Nigdy.
-Ej, przecież…
-Silvo, złapałaś bukiet.
-No, bo Scarlett wyrzuciła go w powietrze, a to był całkiem fajny bukiet. Białe róże i te sprawy.
Dante jęknął cicho.
-Nie znasz tej tradycji, Silvo?
-Tradycji? – zrobiła zdziwioną minę. – No… nie.
-Ta, która pierwsza złapie rzucony przez świeżo upieczoną małżonkę bukiet, wyjdzie za mąż jako pierwsza z wszystkich zebranych.
-Ale ja nie zamierzam wychodzić za mąż! – zaprotestowała Strażniczka.
-Wiem. W takim razie wszystko zepsułaś, jestem zmuszony do pozostania kawalerem. – poważnym głosem odparł Dante.
Silva z całej siły trzepnęła go w ramię, a on tylko się roześmiał.
-No dobrze, po prostu tęskniłem do tych naszych kłótni. – uspokoił ją. – Wybacz, ale chyba już ocucili Scarlett, muszę iść. Pomogę ci z chęcią, chociaż pewnie będzie to równie mozolne jak ostatnio, ale teraz…
-Rozumiem. – Silva skinęła głową. – Mogę cię odwiedzić jutro?
-Jasne. – skinął głową. – W południe.
-Mi pasuje. Tym razem nie mamy limitu czasowego… przynajmniej mam taką nadzieje. Powodzenia na weselu. Koniecznie pogadaj z tymi… którzy nie wiedzieli, a teraz już wiedzą. Pa.
-Pa, Silvo.
Uszedł zaledwie kilka kroków, trochę oszołomiony po drugim już z kolei spotkaniu z martwą kuzynką, kiedy krzyknęła:
-Pozdrów swoją dziewczynę.
Kiedy odwrócił się, żeby ją udusić, Silvy już nie było.
AAAAAAA!!! Ten rozdział jest dla mojego serduszka najwspanialszym prezentem świątecznym. Kocham go bezwarunkowo i już zaczynam się bać, co będzie ewentualnie w późniejszych rozdziałach. Wyszedł naprawdę taki kochany i słodki, kanoniczny i bez przesytu. W sumie nie mogę się do niczego przyczepić.
OdpowiedzUsuńWiecie, że wyjątkowo ślub Montehue i Scarlett udało mi się przewidzieć już dawno? Kiedy zasugerowałyście, że ślub będzie, ale nie Dantego i Zhalii. Nie zmienia to w sumie faktu, że niezbyt mogę ich sobie wyobrazić na ślubnym kobiercu, ale to nie Wasza wina. Po prostu moja wyobraźnia potrzebuje więcej przekonującego materiału źródłowego, niż jeden flirt w kanonie i trochę urywków w opowiadaniu.
W każdym razie: Lok bawiący się z Sherlockiem kochany, komentarz Zhalii o Sophie bardzo kanoniczny, nieco wymuszony komplement od Lucasa wyszedł pociesznie (aż mam ochotę przytulić chłopaka), a reakcja dziewczyn na Scarlett, ostrożny komplement Dantego i ostatecznie akcja Sherlocka to czystej wody perełki. Pieska zaczynam lubić coraz bardziej. Popieram Zhalię. :)
Dante z dodatkowymi obrączkami (i domyślająca się Zhalia) to miód na moje serce. Pisałam już, że uwielbiam (subtelne) Zhante? Lok, jak mogłeś? Wybaczam oczywiście, bardzo kanonicznie, ale dlaczego? Zepsułeś częściowo niespodziankę Dantego! Co z tego, że podmiana się udała...
(Tutaj maleńki nawias: Sophie powiedziałaby raczej "podmiana", nie "podmianka".)
Silva miała fantastyczne wejście, choć trochę głupio postąpiła, tak
dobitnie szokując ludzi i doprowadzając do zemdlenia biedną pannę młodą. Trochę mi trudno uwierzyć, że nie znała tej tradycji, ale w sumie... to Silva. Jeśli ona ma jakieś braki w edukacji, to raczej dotyczące takich romantycznych głupotek. Rozmowa Silvy i Dantego na tematy okołozhaliowe to kolejny miód na moje serce. I strasznie podoba mi się zakończenie. Idealne samo w sobie i w idealnym momencie. Silva/Dante jest zawsze fantastyczne. To reguła.
UsuńPo takiej ilości słodkości czuję się naprawdę usatysfakcjonowana i gotowa na więcej Moriarty'ego. I kolejną już współpracę Dantego i Silvy.
Na koniec tylko małe pytanko: dlaczego Den przedłożył misję nad ślub? Czy to tylko tak wyszło? W sumie pasuje do niego i nie narzekam, bo za nim nie przepadam, ale chciałabym znać kulisy, jeśli można. I jeszcze: czy Dante będzie musiał kupić nowe obrączki czy też uda się znaleźć te, które Lok zgubił? Bardzo mnie to ciekawi. ^^
Nie mogę się doczekać następnego rozdziału.
Pozdrawiam i życzę dużo Weny,
Lynne
Hej!
UsuńPrezentem świątecznym? Czy ja coś przegapiłam? Nie, żebym dziwiła się świętu, w czasie którego nie ma wolnego, bo zazwyczaj właśnie tak to wygląda w naszej szkole, a jednak zupełnie nic nie mogę sobie przypomnieć. Czy to jakieś Twoje święto, czy naprawdę o czymś zapomniałam? To możliwe. Siedzę po uszy w "Quo vadis".
Bałam się trochę tego rozdziału, bo w końcu są tam WSZYSCY, a głupio byłoby zmienić charakter każdej z tych postaci. Ale jeśli Twoim zdaniem jest okej, najwyraźniej moje najgorsze podejrzenia się nie potwierdziły. Wiesz, długo głowiłyśmy się nad tym ślubem. Przez dłuższy czas nie wiedziałam, czyj miałby być, ale być musiał - bo miałam w głowię tą wspaniałą scenę z mdlejącymi druhnami (w końcu nie pomdlały, ale chyba Scarlett mi już wystarczy). Zastanawiałyśmy się nad tym, czy nie cofnąć się nawet w tył, do jakiegoś ślubu Metza z kimś, ale potem przypomniałyśmy sobie, że w końcu on był z tą Amazonką. A świta uzbrojona w łuki i amulety w katedrze... hm... NIE. Scarlett i Montehue byli więc najlepszym rozwiązaniem, nawet jeśli trochę przewidywalnym :)
Wiesz, co do Sherlocka, jest z nim mały kłopot. Podobnie jak z Cheridem (Cheritem? Nigdy nie wiedziałam.), kiedy w przeszłości pisałam opowiadania o Drużynie - po prostu o nim zapominam. Raz jest, raz go nie ma... Ale ja też mam do niego słabość. Dobrze wie, kogo ma nie lubić.
I tak, z Sophie rzeczywiście trochę może zgrzytnęło podczas jej wypowiedzi, ale i tak cieszę się, że był tylko jeden taki błąd.
Jeśli chodzi o sukienki, śluby, obsługę butów na obcasach i malowanie paznokci, Silva się gubi. Natomiast pokazałaby nam dwieście sposobów, jak wykończyć kogoś przy użyciu długopisu - i w sumie starczyłby jej sam wkład i sprężynka. Jest bardzo twórcza ;)
Co do Dena... Sama nie wiem. Potem będzie o nim jeszcze wspomniane raz czy dwa, ale prawda jest taka, że nie było go na ślubie, bo nie zniosłabym prób naśladowania kanonu u kolejnej osoby. Po prostu mi to nie idzie. A kulisy poznasz w dalszych rozdziałach - następny już dziś, z tego co wiem. Jeśli idzie o obrączki, to Dante nie ufa zbytnio gustowi Montehue, więc nawet jeśli Lok je odzyska, zapewne nie na wiele się przydadzą. Ale spokojnie, Silva wyswata go i bez obrączek :D
Pozdrawiam
Maddy Vale
34 yr old VP Accounting Bar Whitten, hailing from Val Caron enjoys watching movies like Godzilla and Gardening. Took a trip to Historic Centre of Mexico City and Xochimilco and drives a Ferrari 275 GTB. sprawdz moje kompetencje
OdpowiedzUsuń