sobota, 14 listopada 2015

Zaczynamy trzeci tom! I tak jak Maddy powiedziała wcześniej , w tej części rozwiąże się- a przynajmniej częściowo- sprawa Moriarty'ego. Pojawi się również wyczekiwany przez Was Valerian. Tak więc, bez dalszego przeciągania, zapraszam do przeczytania kolejnego rozdziału Kronik Rodu Vale! 


Prolog



-Wszystko w porządku, Julia?
 Dziewczyna drgnęła lekko, wyrwana z zamyślenia. Chłopak, który siedział obok niej, wysoki, smukły Japończyk, przyjrzał jej się ciekawie. Nie była pewna, czy w jego oczach dostrzegła współczucie. Jeśli chodziło o niego, to niczego nie była pewna.
 -Ona nie żyje. – powiedziała cicho. – Ciocia Silva nie żyje… nie potrafię w to uwierzyć, rozumiesz? Nie potrafię.
 -Przykro mi.
 Mogła mu powiedzieć, że to jego wina, że to on powstrzymał ją wtedy na dachu przed interwencją, że to przez niego… wszystko przez niego… Ale w podobny sposób straciła już jednego przyjaciela. Minęło półtora miesiąca, a ona wciąż nie mogła odżałować Valeriana Phantomhim’a.
 -Dzięki, Arashi. – odpowiedziała po prostu. – To głupie, że ciągle się martwię. Wiesz, co mi powiedziała w ostatni dzień roku szkolnego?
 Zgodnie z jej oczekiwaniami, młody zabójca pokręcił głową.
 -Że McEver’owie nie powinni się uginać przed niczym. Niczym… a ja i tak opłakuje jej śmierć. Dlaczego mi to zrobiła? Dlaczego ona umarła!? – łowczyni z goryczą uderzyła ręką o ławkę.
 Z wielkiej rezydencji za ich plecami wyszła dwójka młodych Vale’ów – czternastoletni Metody i jego brat bliźniak, Cyryl. Ten ostatni, widząc samotną parę, stanął jak wryty i postąpił krok w ich stronę, ale brat pociągnął go za rękaw i pokręcił głową. Odeszli szybkim krokiem.
 -Rozwiała się w pył. – melancholijnym głosem stwierdził Arashi. Zaczynała go już uczyć podstaw francuskiego, ale jak na razie porozumiewali się wyłącznie po japońsku. – Ja też nie wiem, dlaczego. – dodał cicho.
 -Rozwiała się w pył. – powiedziała szeptem Julia. W jej oczach błysnęło coś, co chłopak dobrze znał. Wyprostowała się lekko. – Rozwiała się w pył, powiedziałeś. Może… ale może nie… Och, Arashi, to może być pomyłka… Tak łatwo się pomylić…
 -Co się stało, łowczyni? – zapytał zabójca. Na jego twarzy malował się wyraz zdziwienia.
 -Widziałeś kiedyś iluzje. To jedna z… umiejętności niektórych łowców. Iluzja… to może być to. Iluzja…
 -Iluzja wygląda podobnie jak coś takiego?
 -Zazwyczaj nie, ale MOŻE wyglądać podobnie. Ale jeśli tak, to istnieje możliwość, że ona… - Julia zacięła się i przygryzła wargi.
 -…żyje? – dokończył za nią podniecony Arashi. – Naprawdę przypuszczasz, że Silva-sama żyje?
 -Nie wiem, ale jeśli tak… zgadzało by się to. Ale musiałaby wszystko świetnie zgrać w czasie.
 -Mogłoby się jej to udać? – zapytał poważnie.
 -Czy cioci Silvie mogłoby się coś NIE udać? – łowczyni prychnęła cicho. – Ale w takim razie, dlaczego nic mi nie powiedziała? Ten przeklęty Moriarty!
 Arashi spochmurniał.
 -Wybacz, nie chciałam ci o nim przypominać. 
Kiedy spotkali się pierwszy raz, chłopak był zabójcą na usługach Moriarty’ego. Jego zadaniem było zabicie cioci Silvy, lecz przez przypadek prawie zamordował brata Julii – do dziś nie mogła odżałować, że Oliver przeżył to spotkanie.
 -W porządku, Julio. – odpowiedział znacznie spokojniej. – Czy w takim razie powinniśmy brać pod uwagę, że…
 -Tak. – przerwała mu łowczyni. – Powinniśmy wziąć pod uwagę fakt, że ciocia Silva jednak żyje.


*


Arashi wepchnął klucz do zamka i przekręcił go szybko, a potem pchnął ciężkie drzwi. Jego oczom ukazał się długi korytarz – po prawej wejście do salonu, po lewej klatka schodowa. W miarę wygodnie i nowocześnie. Oraz bardzo, bardzo cicho.
 Mieszkanie Silvy McEver.
 Jego dom.
 Julia zaraz po powrocie do Marsylii zdecydowała, że właśnie tu będzie mieszkał. Czynsz był opłacony z góry na następne dwa lata, o czym świetnie wiedziała, jedzenia zawsze pod dostatkiem i żadnych mieszkańców, których przerażałaby myśl o zamieszkaniu pod jednym dachem z nieletnim zabójcą.
 Chłopak czuł się tu nieprawdopodobnie samotny, chociaż w zasadzie nie było gorzej niż wcześniej, kiedy był jeszcze w Japonii. Mimo to w tym cichym domu spędził już tydzień, a i tak nie czuł się jak u siebie.
 Odłożył klucze na stolik przy drzwiach i bezszelestnie wszedł do salonu. Miał intuicje mordercy, która podpowiadała mu, że za chwile stanie się coś bardzo, bardzo złego. Bez namysłu sięgnął po nóż.
 -Cytując małego misia: „Ktoś jadł z mojej miseczki, ktoś siadał w moim krzesełku, ktoś spał w moim łóżeczku.” – usłyszał cichy głos tuż za swoimi plecami.
 Zimny metal dotknął jego szyi.
 -Miło cię znów spotkać, Arashi Tenmetsu. – powiedziała Silva McEver. – Jak ci się mieszka w MOIM domu?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz